piątek, 14 listopada 2008

Kto zna Michaela,?

Kazdy, kto mnie dobrze zna wie zem kociara zadeklarowana... Koty wprost uwielbiam, wrecz fanatycznie. W swoim czasie przez moj dom przewinelo sie nawet piec kotow!
Juz jako mala dziewczynka chodzilam z dziadziusiem dokarmiac koty piwniczne, pare razy dziadek przynosil do domu jakiegos znajde zeby poczestowac go mleczkiem. Niestety moj ojciec kotow nie znosil, a przynajmniej tak twierdzil. Do czasu...
Nasza kocia historia zaczela sie kiedy na wakacjach po pierwszej licealnej przyplatala sie do nas Kicia alias Luna Augusta. Przywiezlismy ja do Warszawy z pieknej puszczy augustowskiej. Kicia byla kocia przylepa i od pierwszej chwili zaskarbila sobie nasze serca. Szczegolnym oredownikiem wziecia kotki byl... nie uwierzycie... moj tata. Tym razem to moja mama byla przeciwna. Ale jednak stanelo na moim i kotka pojawila sie u nas w domu. Nie minelo duzo czasu i zaczely sie spiewy kocich kawalerow pod naszymi oknami. Kicia nie opierala sie dlugo i juz po niecalym roku od przyjazdu obdarzyla nas czworgiem przychowku. Poczatkowo moja mama planowala uspic towarzystwo jednak koniec koncow troje rozdalismy a jedna kotka, ktora dostala imie Pusia zostala z nami.
Gdy sie przeprowadzalysmy z mama kotki oczywiscie pojechaly z nami, poniewaz "pan" jakby wzorujac sie na "Dobrej pani" Orzeszkowej bardzo szybko ostygl w swoich uczuciach do kotow, wiec nie protestowal, tym bardziej ze sprowadzil do domu tzw szatana czyli czarnego potwora polujacego na koty o pieknym imieniu Fiodor, wiec trzeba bylo koty zabrac.
Gdy wychodzilam z maz posiadanie kotow bylo jednym z moich warunkow kontraktowych. Jednak poniewaz poczatkowo moja mama nie chciala rozstawac sie z dziewczynami zdecydowalismy sie z Mezem wybrac sie do schroniska na warszawskim Paluchu i w ten sposob w naszym domu pojawil sie Koci... Mama oczywiscie zareagowala dosc szybko na wiesc, ze w naszym domu pojawil sie kocur i w ten sposob nasza rodzina rozrosla sie do pary ludzi i trzech kotow.
Niestety nie na dlugo. Kicia, bedaca juz w raczej starszym wieku (10 lat przezyla z nami, gdy ja przygarnelismy wygladala na mlodziutkiego kotka ale kto tak naprawde wie ile lat mogla miec ta znajda) w ktoryms momencie poprostu polozyla sie na podlodze i odeszla... Pojechalismy rodzinnie na wyprawe z lopata i wyprawilismy jej pogrzeb posrod bzow...
I znowu nasza rodzina byla mniejsza...
Potem przyszedl moment przeprowadzki do Paryza, i pojawil sie problem jak przetransportowac koty: poniewaz jechalismy autobusem zostawilismy na razie nasza parke pod opieka mojej mamy (kochana...). Ale caly czas kombinujemy zeby wziac je ze soba, inshallah do oproznienia mieszkania Maz pozyczy samochod od kuzyna to koty przyjada z nami (bylismy u weta przed wyjazdem i sa gotowe do podrozy), bo bardzo za nimi tesknimy...
To wlasnie od mojej milosci do tych pieknych i eleganckich zwierzat pojawil sie moj przydomek "Umm Hurajra" "Mama kotka", jednoczesnie upamietniajace Abu Hurajre, radiallahu anhu, jednego z Towarzyszy (Sahaba) Proroka Muhammada (sallAllahu alaihi wa salam).





Manga "What's Michael" autorstwa Kobayashiego (swoja droga mialam asystenta o tym nazwisku na zajeciach z farmakologii) zostala wydana w Polsce pod tytulem "Czesc Michael". Pokazuje ona swiat z punktu widzenia kota - glownego bohatera o imieniu Michael.
Kreska jest dosc prosta, rysunki malo skomplikowane. W niektorych historyjkach Michael i inni bohaterowie zostaja uczlowieczeni np w scenie kojarzenia malzenstwa psa z kotka pokazanej na wzor tradycyjnego spotkania japonskiego w tym samym celu. W innych historiach natomiast koty pokazane sa jako koty, a takze kocie zwyczaje i kocie zycie. Kobayashi jest bardzo dobrym obserwatorem i bardzo dobrze ukazal "kotowatosc" swoich bohaterow.
Serdecznie polecam!





Absurdy paryskie

Dzisiaj pewien urzednikw Securite Social pobil wselkie rekordy! Uslyszalam, ze skoro on nie ma Polski na swojej liscie to znaczy, ze Polska nie nalezy do Unii Europejskiej. Pokazal mi przy tym jakis druczek, na moje oko wygladajacy na dosc stary. Zrozumialabym, jezeli cos takiego powiedzialby mi urzednik starszy wiekiem, ale to byl taki szczypiorek podejrzewam niewiele starszy wiekiem ode mnie. Poza tym upieral sie ze moj dowod osobisty na terenie Francji jest niewazny (bo przeciez Polska nie nalezy do Unii) wiec musialam pokazac mu paszport. I wtedy zerwala sie prawdziwa awantura, idiota chcial wzywac biuro imigracyjne, poniewaz nie mialam wbitej w paszport wizy wjazdowej!!! Ale poniewaz w tym momencie nasze awanturujace sie glosy przebily halas panujacy w urzedzie wiec sprawa zainteresowala sie jego kolezanka z sasiedniego boksu i sprawa zostala wyjasniona a ja zostalam przeproszona...

I mowiac szczerze nie jest to pierwszy raz, kiedy obecnosc Polski w Unii jest kwestionowana. W wiekszosci urzedow, w ktorych z takich czy innych powodow musimy sie pokazac piersze pytanie brzmi "Czy Polska to w Europie", drugie "Czy Polska nalezy do Unii" i kolejne "Czy mam pozwolenie na prace". Co do tego ostatniego to nawet rozumiem, poniewaz zmiana przepisow odnosnie pozwolen na prace dla Polakow zostala wprowadzona dopiero cztery miesiace temu (i dwa tygodnie) wiec rozumiem ze nie kazdy urzednik jest na bierzaco z nowymi przepisami prawnymi. Ale zeby nie wiedziec, ze Polska nalezy do Unii... I jeszcze na dodatek nasi politycy dbaja zebysmy byli znani i (nie)lubiani. Awantury w Parlamencie Unijnym (np pan Giertych i slynna wystawa anyt-aborcyjna), wyklocanie sie o zapisy w konstytucji i kretactwo w sprawie podpisywania roznych dokumentow, notoryczne konflikty na arenie miedzynarodowej (patrz: ostatnie dowcipy pana Gorskiego albo naszego ministra spraw zagranicznych). Jednym slowem nasi politycy slawni sa na calym swiecie poza paryskimi urzedami... Poprostu nie miesci mi sie to w glowie...
Ale coz, witamy w strefie absurdow urzedniczych...