czwartek, 26 listopada 2009

Eid Al Adha - Eid Mubarak

środa, 25 listopada 2009

Nalesnik-kanapka - czyli maz w kuchni

Jak robie nalesniki to od jakiegos czasu robie porcje podwojna albo nawet potrojna zeby zostalo na pozniej. Czemu? Moj maz upatrzyl sobie wlasnie nalesniki na kolejny material kanapkowy.

Co do tego uzywa?
  • oczywiscie nalesniki
  • serek topiony
  • posiekany czosnek lub drobno pokrojona cebulke
  • pomidorek, ogorek, salate, czy co tam dorwie w lodowce
  • harisse
  • tunczyka
  • sos marokanski
  • slodka papryke w proszku
  • sol pieprz do smaku (oczywiscie nie wszystko na raz)
SANDWICH nr 1

nalesnik posmarowac serkiem topionym, posypac drobno posiekanym czosnkiem i/lub cebulka, posolic
na wierzch polozyc duzy lisc salaty, a nastepnie calosc zrolowac,
mozna przekroic w polowie co by wygodniej sie jadlo


SANDWICH nr 2

nalesnik posmarowac serkiem, posolic, posypac papryka w proszku, na wierzch dac salate, zrolowac, przekroic

SANDWICH nr 3

nalesnik posmarowac serkiem, na serku rozprowadzic sos marokanski
na wierzch dac salate badz inne wybrane warzywo
zrolowac, przekroic

SANDWICH nr 4
nalesnik posmarowac harissa, na jedna polowe dac tunczyka
mozna dodac salate, pomidora, cebule, czosnek
zrolowac, przekroic

SANDWICH nr 5
nalesnik posmarowac serkiem
na wierzch dac resztke sosu pomidorowego robionego na gdid i osban (jak zostanie z obiadu)
zrolowac, przekroic i zjesc

SANDWICH nr 6 "podwojny"
jeden nalesnik posmarowac serkiem topionym i posypac czosnkiem, posolic
drugi nalesnik posmarowac serkiem i np harissa albo sosem marokanskim
nalesniki zlozyc razem pomiedzy nie wkladajac duzy lisc salaty
zrolowac uwazajac zeby sie nie pobrudzic, docisnac, ewentualnie przekroic

SANDWICH nr 7 czyli NALESNIKOWY SANDWICH ZAPIEKANY

jeden nalesnik posmarowac serkiem topionym, harissa, posypac czosnkiem, mozna dac jajko ugotowane na twardo, tunczyka z puszki, resztki z obiadu (np w postaci fasolki po bretonsku) czyli co sie chce
na wierzch dac tarty ser zolty
przykryc drugim nalesnikiem, nie rolowac
wstawic do piekarnika az ser sie roztopi
kroic w cwiartki lub osemki, jesc reka lub nozem i widelcem


SANDWICH nr 8 czyli SANDWICH ZAPIEKANY 2

nalesnik posmarowac serkiem topionym, posypac czosnkiem, posolic
ze 2 pieczarki drobno posiekac podsmazyc na oleju, dodac mala cebulke takze posiekana, podsmazyc az cebulka sie zeszkli, posolic i popieprzyc do smaku
usmazone pieczarki rozlozyc na nalesniku z serkiem
posypac tartym serem i przykryc drugim nalesnikiem
wstawic do piekarnika az ser sie rozpusci
kroic w cwiartki lub osemki
podawac z kechupem i/lub harissa

Cytrynowe nalesniki

Moj ostatni wynalazek :) Niestety na razie bez zdjec poniewaz nadal nie umiem obsluzyc zadnego powszechnie dostepnego programu graficznego (chyba skonczy sie tym ze ukradne komus MIcrosoft Office 2000 zeby tylko odzyskac tamten programik)

No wiec skladniki:
  • 2 jajka
  • poltorej szklanki plynu (woda pol na pol z mlekiem)
  • maka
  • 2 lyzki oleju + do smarowania patelni
  • skorka otarta z polowy cytryny
  • sok z polowy cytryny
  • szczypta soli
  • cukier waniliowy lub drobny cukier typu krysztal do posypania
Jajka jak zwykle roztrzepac z plynem i szczypta soli, powoli dodawac make mieszajac dokladnie zeby powstalo lejace sie ciasto "jak na nalesniki" ;)
Do ciasta dodac skorke i sok jeszcze raz dokladnie wymieszac.
Nastepnie dodac olej i wmieszac go do ciasta.
Odstawic na jakies pol godzinki.
Przed smazeniem jeszcze raz dokladnie rozmieszac, ewentualnie dodac odrobinke plynu jezeli ciasto zrobilo sie za geste (mialam ostatnio taka akcje, po tym jak kupilam nowa make).
Patelnie lekko natluszczac - moj patent to pedzelek (mam specjalny kuchenny) lekko moczony w oleju - i smazyc cienkie nalesniki (z tej porcji mi wyszlo 12). Ukladac jeden na drugim, przykryc i odstawic do wystygniecia.

Nalesniczki lekko posypywac cukrem, skladac na pol i na cwiartki.
Smacznego.

Moje wyszly pyszne, o mocnym aromacie cytrynowym - nawet zostawilismy sobie pare na sniadanie i do kawy z mlekiem byly pyyyycha.
Szkoda ze na razie bez zdjec...


sobota, 21 listopada 2009

Usprawiedliwienie

Dawno mnie tu nie bylo, oj dawno... Gdy ostatni raz pisalam dopiero co minelo Eid Al Fitr a teraz juz tylko tydzien do Eid Al Adha...
Na swoje usprawiedliwienie napisze, ze mialam duze problemy z komputerem. Doszlo do tego, ze konieczny byl format dysku podczas ktorego stracilam wiele z czekajacych na opublikowanie materialow (jak sie jest glupia blondynka ktora nie robi kopii zapasowych to takie sa efekty). Na dodatek stracilam Microsoft Office i teraz uzywam Open Office (bo darmowy) no i mam w zwiazku z tym problem poniewaz tego programu graficznego za cholere nie moge rozgryzc (a ten ktory nalezal do Micorosoftu byl taki latwy w obsludze) a przeciez jakos musze obrobic zdjecia, dodac podpisy itp...
Tak wiec przepraszam za znikniecie i postaram sie poprawic...
Pozdrawiam :)

piątek, 9 października 2009

Falafel


Udalo mi sie odtworzyc przepis jaki zawsze uzywalam (metoda prob i bledow).

Skladniki:

  1. 1 szklanka suchej ciecierzycy
  2. duza cebula drobno posiekana
  3. 2 zabki czosnku posiekane
  4. 3 lyzki posiekanej natki pietruszki lub kolendry (ja raczej nie daje kolendry bo doprawiam duza iloscia kolendry w proszku)
  5. 2 lyzeczki kolendry w proszku
  6. 2 lyzeczki kuminu (inaczej kmin rzymski) w proszku (mozna wiecej ja daje dosc duzo)
  7. lyzka maki pszennej i lyzka maki ziemniaczanej (bez maki falafelki sie totalnie rozpadaja)
  8. sol, pieprz do smaku
  9. lyzeczka-dwie proszku do pieczenia
  10. olej do smazenia

ciecierzyce namoczyc przez noc, nastepnego dnia gotowac ok 1 godziny (ma byc miekka ale nie zanadto) wystudzic

ciecierzyce zmiksowac z dodatkiem cebuli, czosnku, natki i przypraw (tym razem bez natki), podlewajac odrobina plynu z gotowania ciecierzycy zeby powstala gesta masa a mikser sie nie spalil, sprawdzic smak musi byc bardzo mocny i intensywny poniewaz po dodaniu maki zlagodnieje

mase mieszac z maka wymieszana z proszkiem do pieczenia, formowac kuleczki splaszczac w dloniach i smazyc na glebokim oleju (olej najpierw mocno nagrzac inaczej falafelki nasiakaja tluszczem) 

Tym razem z braku maki ziemniaczanej ktora jest glownym klejem trzymajacym calosc razem, po kilku probach na glebokim oleju skutkujacych rozpadaniem sie kotlecikow usmazylam je poprostu na patelni jak kotlety.

Jedlismy je z dodatkiem salatki z pomidorow (ktorej nie ma na zdjeciu) - pomidory pokrojone w cienkie plasterki posypane drobno posiekana cebula oraz sola i pieprzem.

Koktajl sezamowo-owocowy


  1. mleko
  2. lyzka halvy
  3. wybrane owoce (np banan, jablko)
  4. ewentualnie cukier do smaku

Wszystkie skladniki razem zmiksowac.

Smacznego!

(na zdjeciu koktajl z dodatkiem jablka)

Kuskus na sniadanie czyli KUSKSI MESFOUF


skladniki:

  1. kuskus wczesniej ugotowany na parze (opcjonalnie namoczony)
  2. banan
  3. garsc daktyli
  4. rodzynki (zbib) 
  5. 1-2 lyzki oliwy z oliwek
  6. szczypta soli
  7. opcjonalnie posiekane migdaly, pistacje

banana kroimy w plasterki, daktyle i rodzynki siekamy (ja zamiast rodzynek tym razem dalam winogrona bo akurat mialam resztke), mieszamy z kuskusem, polewamy odrobina oliwy i solimy, na koniec posypujemy posiekanymi orzechami

podajemy ze szklanka mleka lub kefiru/lbn

środa, 23 września 2009

Swieto Przerwania Postu


W ostatnia sobote (19 wrzesnia) muzulmanie we Francji poscili ostatni dzien w tegorocznym Ramadanie. W niedziele wiec rozpoczelo sie Swieto Zakonczenia Postu czyli Eid Al-Fitr. 

Gdy tylko sie dowiedzialam, ze swieto bedzie w niedziele a nie w poniedzialek (to zalezy od faktu zobaczenia nowego mlodego ksiezyca zwiastujacego nowy miesiac - kalendarz muzulmanski jest kalendarzem ksiezycowym opartym na bezposrednich obserwacjach) zabralam sie za przygotowania. Juz kilka ostatnich dni Ramadanu trwalam w napieciu czekajac  na Swieta - bo zawsze chodzimy do rodziny, poza tym nie bylo wiadomo cze moj maz czasem nie bedzie musial isc w swieta do pracy. Mieszkanie wysprzatalam na przyslowiowy blysk, az malzonek sie zdziwil bo sprzatanie nie lezy w mojej naturze ;). A w nocy z soboty na niedziele zabralam sie za gotowanie: wstawilam do gotowania gar molohei (tradycyjnie na to swieto w Tunezji przygotowuje sie wlasnie moloheye) i zabralam sie za slodycze: usmazylam chrusty i planowalam upiec jeszcze szarlotke ale niespodziewane wydarzenie przerwalo mi prace - pralka w ktorej pralo sie m. in ubranie mojego slubnego podmowila posluszenstwa i stanela sobie od tak w srodku programu. Recznie musialam wiec wylewac z niej wode, a pranie skonczyc w reku. W efekcie do fajr juz sie nie kladlam. Biala koszule Kulkowatego dosuszalam zelazkiem.

Z wielka radoscia rozpoczelismy dzien wyteskniona kawa. Obydwoje z mezem przyzwyczajeni do popijania sporych ilosci kawy z trudem znosilismy ramadan bez zwyczajowych hektolitrow kawy popijanej przy komputerze. Zwykle surfowanie po internecie nabralo innego znaczenia skoro nie ogrzewalam dloni o duza filizanke goracego plynu z kofeina ;) W momencie skonczenia postu wypicie kawy stalo sie wrecz rytualem, a dwulitrowa butelka coca-coli byla wrecz koniecznoscia podczas przerywania postu na codzien.

Dlatego dzien Swieta po wstaniu rozpoczelismy daktylami i duza filizanka kawy - moj malzonek czarnej i bez cukru, ja przygotowalam sobie cala miseczke (nie filizanke - miseczke) kawy z mlekiem. Potem malz polecial do meczetu na modlitwe swiateczna a ja zaczelam sie szykowac na wyjscie. Tradycyjnie w tym dniu zaklada sie nowe ubranie: ja niedawno dostalam kilka slicznych abai od rodziny w Tunezji wybralam wiec nowiutka szara abaye i nowy hijab.

Przedpoludnie spedzilismy u rodzinki: zajadajac sie slodyczami (moje chrusty uzyskaly uznanie, bo raz ze podobne slodycze przygotowuje sie tez i w Tunezji, dwa ze sa duzo lzejsze od tradycyjnych arabskich slodyczy ociekajacych syropem lub miodem, lub jednym i drugim), potem zjedlismy obiad, na ktory oczywiscie podana zostala moloheya i musielismy sie zbierac poniewaz niestety moj maz musial isc do pracy.

Wrocil nad ranem wykonczony z postanowieniem, ze nigdy wiecej nie wezmie pracy w dniach swiatecznych bo podobno takich tlumow w restauracji w zyciu nie widzial.


skladniki na chrusty (2 duze polmiski):

  1. 5 zoltek
  2. szklanka kwasnej smietany
  3. sok z cytryny (jakies 2-3 lyzki)
  4. maka ile sie wgniecie (tak ok 3/4 kilograma)
  5. olej do smazenia
  6. cukier puder wymieszany z cukrem waniliowym do posypania

Zoltka mieszamy ze smietana, dodajemy make i sok i zagniatamy dosc twarde ciasto, dosypujac maki w razie potrzeby. To ile maki sie wgniecie zalezy od rodzaju maki ale u mnie wychodzi tak ok 750 gram do kilograma. Ciasto ma byc dosc twarde.

Wyrobione ciasto trzeba troche zbic (tak 20-30 razy) - nie mam pojecia w jaki sposob to sie dzieje, ale im bardziej ciasto sie zbije tym bardziej kruche wychodzi na koncu.

Ja nie mam deski, zamiast uzywam stolu wiec te ilosc ciasta dziele na 2 czesci i kazda z nich osobno cieniutko rozwalkowuje, potem kroje na pasy szerokosci mniej wiecej na dwa palce, ktore nastepnie kroje na krotsze kawalki i nozem nacinam otworki posrodku kazdego z nich. Jeden koniec chrusta przewija sie przez otworek i tak przygotowane ciastka porcjami smazy sie na glebokim oleju. Trzeba uwazac zeby olej nie byl zbyt goracy bo wtedy ciastka wychodza brazowe zamiast byc zlote, i trzeba lyzka przewrocic je kilka razy. Gotowe chrusty odsacza sie oleju i uklada na papierze zeby olej do reszty sciekl i wsiakl w papier.

Gotowe uklada sie warstwami na polmisku posypujac przez sitko cukrem pudrem wymieszanym z cukrem waniliowym. 

Smacznego :)

czwartek, 3 września 2009

Knorr halal

We Francji jak wiemy mozna dostac produkty halal. Ale nie tylko w specjalnych sklepach, nawet w supermarketach. Najwieksze znane firmy robia produkty halal na rynek nie tylko arabski ale tez europejski (szkoda ze nie Polski, apropos Gerber robi sloiczki dla niemowlat halal ale tylko na eksport, w Polsce ich sie nie uswiadczy).

Szorba bil krewett bez krewetek?

Jak sie przyprowadza niezapowiedzianych gosci to jest to ryzyko ze nie bedzie nic do jedzenia.
No i moj maz przyprowadzil goscia na iftar. Tylko zadzwonil pol godziny wczesniej zebym do zaplanowanej salatki i brika dorobila jakas zupe. W lodowce zadnego miesa za to w zamrazarce znalazlam odlozone skorupki z krewetek (jak kupuje krewetki to obieram ze skorupek, dziele na porcje, a skorupki mroze zeby potem na ich bazie zrobic bulion krewetkowy do zupy rybnej lub szorby krewetkowej. Oprocz skorupek mialam kostke bulionowa na bulion rybny. Zawartosc lodowki nie wystarczala na cokolwiek innego (chyba ze bulion z kostki ale wstydzilabym sie podac cos takiego gosciowi).
Wiec skorupki z pol kilo krewetek gotowalam jakies 20 minut zeby powstal bulion krewetkowy, bulion zlalam do miski, skorupki wyrzucilam.
Na oliwie podsmazylam drobno posiekana cebulke i kilka zabkow czosnku, dodalam duza lyche przecieru pomidorowego i troche harissy, zesmazylam razem przez chwile i zalalam bulionem krewetkowym. Po zagotowaniu doprawilam kostka bulionu rybnego i dokladnie mieszajac wsypalam pol szklanki szorby (takiej drobnej kaszki jeczmiennej). Pogotowalam jeszcze jakies 15-20 minut zeby kaszka sie ugotowala i zagescila zupe.
Podobno to byla najlepsza szorba krewetkowa jaka moj malzonek mial okazje kiedykolwiek jesc...
Mielismy tez zabawe jak gosc probowal znalezc w zupie kawalek krewetki  - zdziwil sie gdy uslyszal, ze w zupie nie ma nawet kawalka krewetki.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Ruz Djerbi

Ruz Djerbi jest regionalna potrawa z Dzerby (wysepka nalezaca do Tunezji, znana w szczegolnosci z tego, ze jest na niej duza mniejszosc zydowska, oraz slynna synagoga la Ghriba). Oczywiscie moze byc podawany w roznych wariacjach w zaleznosci od dodanych skladnikow ale esencja tej potrawy jest ryz, wymieszany z zielenina (szpinak, pietruszka) z dodatkiem miesa lub ryb czy tez krewetek, gotowany na parze w kesie (naczynie do gotowania kuskusu).

Przed wyjazdem do Tunezji nie znalam tej potrawy. Jednakze mialam okazje jej sprobowac wlasnie na Djerbie dokad uciekalismy z mezem po to zeby odpoczac od nadmiaru wrazen rodzinny i pobyc troche tylko ze soba nawzajem bez dodatkowych straznikow. I voila oto Ruz Djerbi jaki zjadlam w malej restauracyjce w miescie Hemt Souk.

Jak widac ryz przyozdobiony jest merguezami, jajkami gotowanymi na twardo i miesem w sosie pomidorowo-harissowym (charakterystycznym dla potraw z Tunezji).

Ostatnio moj malzonek wykazal sie inicjatywa i przygotowal mi tenze ryz na Iftar. Z kurczakiem i krewetkami i oczywiscie merguezami i jajkami na wierzchu.

a wiec skladniki:

  • pol kilo ryzu
  • peczek szpinaku
  • peczek pietruszki zielonej
  • 2-3 lyzki przecieru pomidorowego
  • lyzka harissy
  • lyzka ras el hanout
  • piers z kurczaka pokrojona w kosteczke
  • krewetki obrane z pancerzykow
  • 2 srednie ziemniaki
  • duza cebula
  • kilka zabkow czosnku
  • kilka kielbasek merguez do przybrania
  • 2 jajka ugotowane na twardo
  • oliwa z oliwek
  • sol do smaku

Zielenine pokroil drobno. Dodal do niej obrane, umyte i pokrojone w drobna kosteczke ziemniaki, pokrojona w kosteczke cebule, pokrojony czosnek, piers z kurczaka pokrojona w kosteczke, krewetki pokrojone na mniejsze kawalki, wsypal ryz, dodal przecier, harisse i przyprawy. Calosc polal kilkoma lyzkami oliwy i wszystko dokladnie wymieszal (lapkami).

Calosc nalozyl do kesy i ustawil na garnku z gotujaca sie woda. Ryz gotuje sie jakies pol godziny-40 minut, ale tez duzo  zalezy od skladnikow (jezeli dajemy np czerwone mieso warto je wczesniej podsmazyc a potem wydluzyc czas gotowania ryzu). 

Merguezy podsmazyl na patelni, jajka ugotowal na twardo, obral ze skorupek i pokroil na osemki.

Ugotowany ryz wylozyl na polmisek formujac zgrabny kopczyk, na wierzch ulozyl mergezy i jajka (jak na zdjeciu z restauracji).

Calosc byla przepyszna, troche sucha - ale niestety jest to charakterystyczne dla tej potrawy ze jest sucha. Mozna juz po ugotowaniu przygotowac wieksza porcje sosu na cebulce z czosnkiem z dodatkiem przecieru i harissy i gotowym sosem polac ugotowany ryz i wymieszac. Ale i tak warto sie zaopatrzyc w "przepychacze" w postaci soku albo jakiegos napoju gazowanego (Boga Cidre ;) )

a P.S.:

proporcje sa na 3 osoby + dokladka ;)

sobota, 29 sierpnia 2009

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do Paryza

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do... Paryza

nie zartuje

Przy tak duze mniejszosci muzulmanskiej poprostu to wychodzi samo przez sie. Moze nie slychac muezzina, ale organizacja jest pierwszorzedna: w kazdym sklepie mozna dostac rozpiske z godzinami rozpoczecia i zakoczenia postu, godziny modlitw. Supermarkety rozszerzaja swoje oferty produktow halal: u nas w supermarkecie do tej pory byl jeden rodzaj wedliny z certyfikatem, w Ramadanie pojawilo sie kilka rodzajow wedlin, mortadela, kurczak halal, do tego rozne arabskie przyprawy, makaron typu szorba (w ksztalcie ryzu). Meczety organizuja spotkania, modlitwy taraweeh itp.

Wiele barow i restauracji wysyla pracownikow na przymusowy urlop, bo najnormalniej w swiecie zamykaja sie na czas Ramadanu, moze w drugiej polowie lub na ostatnie 10 dni sie otworza, ale to tez moze, w zaleznosci od zapotrzebowania (czyli tego w jakim kwartierze sie mieszcza, w jakiej okolicy - w zaleznosci od tego jaki procent mieszkancow to muzulmanie).

Po okolicy latwo poznac jakie narodowosci gdzie mieszkaja: w pewnym oknie zobaczylam egipska lampe Ramadanowa!!!

My jak zwykle poscimy. Jakos po modlitwie Asr zaczynamy szykowanie Iftaru - posilku przerywajacego post. Korzystamy z tego ze jestesmy rodzina mieszana i na naszym stole pojawiaja sie potrawy zarowno polskie jak i tunezyjskie: tak wiec po zupie pieczarkowej jemy tagine, rosol drobiowy z makaronem lacze z ruz djerbi na drugie danie, tunezyjska szorbe bil krevett z polskimi pierogami z miesem, zupe gulaszowa  z brikiem. Moj maz bardzo lubi polska kuchnie (oczywiscie bez swinki :) ). Jego rodzina takze chetnie probuje nowych rzeczy, ale potem mowia, ze jednak ta polska kuchnia taka bez smaku (bo bez harissy). Moj maz nie narzeka. Zjada wszystko co mu podam. Czasami smiejemy sie ze z mojej reki zjadlby i trucizne ;)

Post zawsze przerywami daktylami, moj maz pije lbn, ja wode. Potem moment na zupe i idziemy sie pomodlic. Po modlitwie drugie danie.

Potem z filizanka kawy lub herbaty w lapce siadamy przed komputerem i wlaczamy arabska telewizje: ogladamy jakis serial podjadajac cos slodkiego.

I czas wyjsc. Maz idzie na modlitwe taraweeh. Ja nie. Po zeszlorocznych doswiadczeniach nie mam najmniejszej ochoty isc do zatloczonej i zle wentylowanej sali dla kobiet. Rok temu bylam swiadkiem jak jedna z kobiet zaslabla. Ja sama musialam sie od ktoregos momentu modlic na siedzaco bo bylo duszno i goraco a mi sie nogi uginaly. Dlatego w tym roku powiedzialam mezowi, zeby chodzil sam. Z reszta od czasu lutowej przeprowadzki meczet z sala dla kobiet jest daleko, nie na moje sily zeby isc pieszo, a znowu nie ma sensu brac samochodu bo nie byloby gdzie zaparkowac. Tak wiec gdy moj maz idzie do meczetu ja zostaje w domu: czytam, surfuje po necie, modle sie Isha w samotnosci. Wieczorna samotnosc przy modlitwie sprzyja kontemplacji, pomaga w rozmowie z Bogiem, dluzej siedze robiac duaa, robiac zikr, czytam Koran.

Potem wraca maz, siadamy razem do stolu jedzac cos lekkiego: salatke, owoce, Amor palaszuje swoja ulubiona psise. Amor leci do komputera a ja wsadzam nos w ksiazke. Ostatnio przeczytalam po francusku jeden z tomow o Herculesie Poirot Agaty Christie - La mort dans les nuages, kolejne ksiazki czekaja w kolejce na polce. Brakuje mi ksiazek po polsku. Owszem mam dostep do wersji multimedialnych, ale to jednak nie jest to samo co prawdziwa papierowa ksiazka w lapce.  Musze zadowolic sie czytaniem po francusku, a musze pochwalic sie ze idzie mi to coraz lepiej.

W ten sposob doczekujemy do czasu przed Fajr: zjadamy sahur- mleko z platkami, psisa dla Amora, owoce, trzeba oczywiscie dopic sie na zapas. A potem idziemy spac zeby wstac w okolicach 11. Amor leci do pracy, ale restauracja nie funkcjonuje w Ramadanie normalnie, w zasadzie to nie pracuja, ale chca zeby chociaz wpasc i sie przypomniec, bo jak pojawia sie klienci to warto zeby jakis pracownik byl na miejscu. Ja zostaje w domu: czytam, sprzatam, surfuje w internecie, aktualnie tez nie mam zadnego zajecia bo i firma majac klientow muzulmanow nie ma zlecen, a brak zlecen oznacza brak pracy dla mnie. I tak jakos mija mi dzien. Potem wraca Amor, szykujemy iftar, i tak powoli uplywaja nam kolejne dni Ramadanu...

Manty po Uralsku

Chcialam zrobic cos nowego do jedzenia na iftar, maz mi marudzil o polskie ewentualnie tatarskie/okoliczne przepisy (nie wiem skad mu sie to bierze ale bardzo interesuje sie tatarami) a akurat Smok pokazal zdjecia jak z zona przygotowywali manty po uralsku (rodzaj koldunow, duzych pierogow gotowanych na parze). Kulkowaty lubi pierogi a jeszcze nie robilam mu z miesem, a tu nowa wielkosc, nowa forma, i na dodatek od znajomego tatara - maz byl na to jak na lato. Jedno co mu nie podpasilo to pomysl z polewaniem maslem, wiec wprowadzilam zmiane i podalam z sosem tzatziki i bardzo mu to smakowalo.
Zacznijmy od skladnikow (ja robilam z polowy porcji):
  • 1 kg miesa wolowego mielonego (chudego)
  • 1-1,5 kg maki pszennej 
  • kilka duzych ziemniakow
  • 2 jaja
  • 0,3 litra mleka
  • 100 gram masla
  • sol i pieprz.

Ziemniaki obrac i umyc, pokroic w drobna kosteczke (naprawde drobna), dodac do miesa, posolic, popieprzyc i dokladnie wymieszac.

Maslo rozpuscic w goracym mleku (ja poniewaz nie oplacalo mi sie kupowac masla dla 100 gram uzytych w przepisie dalam olej) nie gotowac.

Wbic jaja do maki, posolic, zalac mlekiem z tluszczem, wyrobic gladkie ciasto - uwaga poczatkowo sie lepi do rak 

Ciasto rozwalkowac na grubosc ok 2-3 mm, wykrajac duze kola (srednicy 10-12 cm) nakladac porcje farszu, zakleic (nie umialam na podstawie zdjec Smoka odtworzyc dokladnie ksztaltu jaki powinny osiagnac wiec zrobilam w postaci zlepionych u gory sakiewek) i ukladac w naczyniu do gotowania na parze ( ja uzylam kesy - garnka do gotowania kuskusu: na dol dalam wode do gotowania, gore posmarowalam pedzelkiem olejem co by manty nie przywieraly i poukladalam do gotowania ). Gotowac 45minut do godziny (uwaga ciasto powieksza objetosc wiec nie ukladac zbyt scisle kolo siebie).

Podawac z miseczka roztopionego masla, ktorym polewamy nadzienie po przegryzieniu ciasta.

smacznego.

Mi z polowy porcji wyszlo 15 duzych mantow. Ugotowalam polowe, no prawie bo 7 a reszte wlozylam do zamrazarki. Porcja skladajaca sie z 3 spokojnie wystarczyla mojemu mezowi a ja z trudem zjadlam dwa. Do nich zrobilam ulubiony przez Kulkowatego sos tzatziki:

  • spory ogorek starty na tarce
  • jogurt naturalny (gesty, grecki, z braku dostepnosci mozna w ostatecznosci uzyc serka homogenizowanego)
  • 2 zabki czosnku drobno pokrojone
  • sol pieprz do smaku

wszystko razem wymieszac, doprawic odstawic do przegryzienia.

Wyszlo pycha, zdjecia na razie sa w aparacie, bo nie chce mi sie kupic baterii zeby je sciagnac na komputer. Inshallah na dniach wrzuce i zdjecia.

EDIT 23. 09.2009

wtorek, 25 sierpnia 2009

Powrot z wakacji i Ramadan

Z wakacji wrocilismy praktycznie na ostatnia chwile, dziewietnastego sierpnia na wieczor. Najgorsze oczywiscie bylo, ze tak naprawde do ostatniej chwili nie wiadomo kiedy Ramadan sie zacznie, 21 czy 22. Ale chwala Bogu pierwsze dni mamy juz za soba.

Powoli porzadkuje zdjecia, kartki pocztowe i pamiatki z wyjazdu. Przepraszam ale z braku internetu nie udalo sie nic wczesniej napisac- ale obiecalam, relacja sie pojawi. Szuejja szuejja. Tez sie tego nauczylam od tunezyjczykow. ;)

No wiec Ramadan sie zaczal. Obydwoje jak zwykle poscimy. Iftar w tym roku roznorodny: zaczelam nie po arabsku: pierwszego dnia nalepilam mantow (cos w rodzaju pierogow) po uralsku (Smoku dziekuje za przepis) i czesc poszla do zamrazalki, na drugi i trzeci dzien zrobilam pieczarkowa. Do tego oczywiscie spora porcja salatki i owoce. Post obowiazkowo moj maz przerywa lbnem i daktylami, ja, ze niemleczna woda i daktylami. I tak jakos leci.

Dzisiaj moj maz wyzywa sie kulinarnie robi tagine z krewetkami oraz ruz djerbien z kurczakiem, krewetkami i merguezami. (przepisy pojawia sie obiecuje)

piątek, 26 czerwca 2009

Wakacje

Od konca maja mam wakacje a w polowie lipca wyjezdzamy na miesiac do Tunezji.
Inshallah beda zdjecia, relacje ze zwiedzania, i relacje ze slubu i wesela tunezyjskiego.

Dlatego przepraszam, ze nie pisze ale szykuje sie na miesiac w skwarze ;)

Sos Tatarski

z karty pamieci i notatnika:


na zdjeciu szparagi z sosem tatarskim i kotletem mielonym

skladniki na sos:
2 srednie korniszony
pol malej cebulki
kilka lyzek majonezu (ja dalam taki z dodatkiem musztardy z Dijon)

korniszony i cebulke drobno ciekamy, mieszamy z majonezem, mozna rozcienczyc jogurtem lub smietana
doprawiamy sola i pieprzem

ten sos bardzo dobrze pasuje tez do miesa

niedziela, 31 maja 2009

Korzenne nalesniki


Juz balam sie, ze nie zdarze z publikacja. Nalesniki zostaly zrobione w piatek ale do dzisiaj nie mialam dostepu do komputera na tyle dlugiego, zeby obrobic zdjecie a nastepnie je opublikowac.

Ale zdazylam...

Skladniki:

  1. 2 jaja
  2. ok 3  lyzek maki (czubate)
  3. pol szklanki mleka pol na pol z woda (+ ewentualnie troche do dodania)
  4. 2 lyzki kawy rozpuszczalnej (ja dalam Ricore)
  5. lyzeczka cynamonu
  6. lyzeczka imbiru
  7. duza szczypta galki muszkatolowej
  8. lyzka oleju

make wymieszac z kawa i przyprawami

jajka roztrzepac z plynem powoli dodawac make z przyprawami, dokladnie wymieszac aby powstalo lejace sie ciasto (w razie potrzeby dolac plynu), dodac olej i dokladnie wymieszac

odstawic na troche a nastepnie smazyc na suchej patelni nalesniki, odlozyc do przestudzenia

nalesniki posmarowalam Nutella, ale dobre sa tez z bita smietana

smacznego

a tutaj moje pierwsze podejscie do nalesnikow Nalesniki z truskawkami



piątek, 29 maja 2009

Karta pobytu we Francji dla malzonka obywatela kraju EU

Poniewaz ciagle ktos do nie pisze z zapytaniami o potrzebne dokumenty:

Dane na podstawie listu z Prefektury z lista dokumentow wymaganych do wyrobienia  karty pobytu dla czlonka rodziny obywatela kraju zrzeszonego EU 

wszystkie dokumenty maja byc po francusku, dokumenty z Polski maja miec tlumaczenie przysiegle

kazdy dokument ma byc oryginalny  z zalaczeniem fotokopii formatu A4

  1. wazny paszport (oryginal + fotokopia  stron z danymi i strony z wiza, i data wjazdu do kraju) lub wazna karta pobytu (osoby, ktore mialy wczesniej karte pobytu innego kraju czlonkowskiego powinny ja zalaczyc)
  2. akt urodzenia
  3. 3 fotografie (3,5x4,5, twarzy, z odkryta glowa)
  4. osoba zamezna  i/lub posiadajaca dzieci zalacza akt slubu(tlumaczenie przysiegle), kopie karty pobytu malzonka i/lub dokumentu potwierdzajacego tozsamosc jak dowod, paszport +livret de famille + akty urodzenia dzieci
  5. w przypadku zmiany stanu cywilnego: livret de famille lub akt slubu lub rozwodu lub smierci malzonka
  6. potwierdzenie zamieszkania: faktura za gaz lub prad [tzw EDF] (oryginal + 1 fotokopia) i/lub quittance de loyer (rachunek za wynajem) i/lub kontrakt za wynajem i/lub  tytul wlasnosci (nie starszy niz 3 miesiace)
  7. w przypadku osob przybywajacych z krajow gdzie prawo zezwala na zwiazki poligamiczne honorowa deklaracja, ze w czasie zamieszkania na terenie Francji nie bedzie sie praktykowalo poligamii
  8. malzonek osoby skladajacej dokumenty dostarcza prefekturze akt urodzenia i/lub akt slubu, wazny dowod tozsamosci: dowod osobisty lub paszport kraju zrzeszonego z EU
  9. przedstawia prawo do pobytu na terenie Francji: karte pobytu (carte de sejour) [nie dotyczy osob z krajow, dla ktorych rynek pracy zostal otwarty m in Polakow], kontrakt pracy albo potwierdzenie dochodow za 3 ostatnie miesiace (fiche de paie)

obecnosc malzonka przy skladaniu dokumentow jest obowiazkowa

najpierw trzeba wyrobic deklaracje na spotkanie - z wszystkimi dokumentami w oddziale Prefektury, a potem w wyznaczonym terminie nalezy sie stawic z kompletem papierow w Prefekturze Glownej, w Paryzu miesci sie ona na Cite (metro Cite), gdzie kazdy rejon swiata ma oddzielna sale przyjec. Po odczekaniu w kolejce sklada sie dokumenty a nastepnie jezeli wszystko jest w porzadku czeka sie pol godziny do godziny i odbiera "recepisse" czyli potwierdzenie przyznania karty pobytu

po ok miesiacu nalezy sie zglosic po odebranie karty

w przypadku pierwszej akrty pobytu nie ma zadnych oplat, przy wyrabianiu kolejnych do dokumentow trzeba dolaczyc potwierdzenie wniesienia oplaty skarbowej

piątek, 22 maja 2009

Jihad - slowo, ktore budzi strach

Dzihad – to słowo budzi strach albo nienawiść w przeciętnym Europejczyku czy Amerykaninie; czasem pogardę, że w imię Boga muzułmanie chcą nawracać na swoją religię niewiernych. Czym jednak jest dżihad dla pobożnego wyznawcy Allacha? Czy muzułmanie mają obowiązek zabijać innowierców? 

Dżihad jest rzeczownikiem odsłownym od czasownika dżahada - starać się coś osiągnąć. Pierwotnie oznacza więc tyle, co „dokładanie starań”, „podejmowanie wysiłków” dla osiągnięcia danego celu. Słowo to odegrało jednak kluczową rolę w islamskiej teorii politycznej i teologii. 

Dżihad - walka duchowa czy święta wojna? 

- W samym Koranie mamy trzy rozumienia tego terminu – tłumaczy prof. Janusz Danecki, polski arabista - Po pierwsze dżihad jako „dokładanie starań”, nawet niekoniecznie na drodze do Boga, ale po prostu, jako staranie się o coś. Po drugie, to agresywne działanie na rzecz rozprzestrzeniania się islamu, włączając w to działania zbrojne, walkę mieczem prowadzoną w imię narzucenia islamu. W trzecim znaczeniu jest to wojna obronna - dodaje znawca islamu. 

W okresie walk z chrześcijanami w VIII wieku rozwinięto ideę dżihadu. Malik ibn Abas opisywał m.in. jak powinien działać bojownik na rzecz islamu oraz jak wyglądają nagrody niebiańskie dla tych, którzy polegli lub zwyciężyli w walce. Podczas wypraw krzyżowych, w których chcieli odbić Jerozolimę muzułmanom, teoretycy prawa islamu uznali wyznawców Chrystusa za wrogów prawdziwej wiary i prawdomównego Boga. Chrześcijanie z tolerowanej i chronionej w państwach muzułmańskich grupy stali się w XI wieku „niewiernymi”. W Koranie bowiem "Ludy Księgi", czyli żydów i chrześcijan określa mianem innowierców, ale nie niewiernych. Z tymi drugimi trzeba walczyć. Innowierców, ludzi wierzących w tego samego - zdaniem Proroka - Boga należy zostawić w spokoju, jeśli przyjmą panowanie islamu i będą płacić specjalny podatek dżizję. 

To właśnie wtedy najszerzej rozwinęła się doktryna dżihadu, jako świętej wojny. Część autorytetów świata islamu uważała, że dżihad może być tylko wojną obronną. Inni jednak twierdzili, że obowiązek walki na „Bożej ścieżce” nie ustanie do momentu, w którym cały świat przyjmie islam. Niektórzy muzułmanie zauważają, że dżihad to bynajmniej nie święta wojna. To określenie pochodzi - jak podkreślają - od chrześcijan. Prof. Danecki podkreśla, że dżihadu nie można określić mianem wojny religijnej. 

– Tu nie chodzi o rozprzestrzenienie się islamu jako religii, ale jako systemu społeczno-politycznego. Bo islam w klasycznym znaczeniu jest czymś znacznie więcej niż tylko wiarą w jednego Boga. Nie o wiarę tu chodziło, tylko o władzę, system funkcjonowania społeczeństwa, etykę czy kulturę jako taką - zauważa. 

W tym czasie rozwinęło się jednak również inne rozumienie dżihadu, rozwijane przez mistyków muzułmańskich sufitów. Ich zdaniem możemy mówić o mniejszym dżihadzie, jakim jest walka zbrojna oraz o dżihadzie większym. Ten drugi, to walka serca przeciw grzechom, namiętnościom i pokusom szatana. 

Dżihad, rozumiany jako walka ze wszystkimi, którzy nie przyjmują lub nie znają islamu jest produktem szczególnej doktryny islamu - wahhabizmu. Ta rygorystyczna ideologia, zabraniająca w imię ścisłego monoteizmu kultu świętych oraz czci zmarłych, rozumie dżihad jeszcze szerzej, jako walkę z tymi, którzy nie przyjmują tej interpretacji Koranu. Wahhabizm, który miał wpływ na utworzenie Królestwa Arabii Saudyjskiej oraz powstanie korzenia współczesnych islamskich ugrupowań fundamentalistycznych – Braci Muzułmanów – stał się w pewnym momencie popularny na Kaukazie, podczas wojny w Czeczenii. „Filie” tej organizacji działają praktycznie we wszystkich krajach islamu sannickiego. Ich hasłem jest: „Allah jest naszym Bogiem, Prorok naszym przywódcą, Koran naszą konstytucją, dżihad naszą drogą, śmierć w imię Boga jest naszym pragnieniem”. 

- Ta idea pojawia się u głównego teoretyka Braci Muzułmanów Sayyida Qutba, idola Usamy ibn Ladina i innych tego typu fundamentalistów. Ich zdaniem obowiązkiem każdego muzułmanina jest działanie na upowszechnianie islamu wszystkimi możliwymi sposobami: propagandą, tłumaczeniem. A jak to nie pomoże, można wziąć broń do ręki i zmusić ludzi przemocą do przyjęcia islamu - opisuje prof. Danecki. 

Dżihad można prowadzić na cztery sposoby: sercem, językiem, ręką i mieczem. Dżihad serca, to duchowa walka z pokusami szatana. To walka z grzechem i wszystkim, co do niego prowadzi. Mudżahedinem (bojownikiem dżihadu) języka i ręki jest ten, kto wspiera słowem i czynami to co słuszne, a kto poprawia to co złe. 

Wrogowie i ludzie chronieni 

Dżihad miecza to walka z niewiernymi i przeciwnikami wiary, czyli z ateistami i politeistami. Chrześcijan i żydów można uznać za przeciwników jedynie wtedy, gdy nie będą chcieli poddać się panowaniu muzułmańskiemu i nie zapłacą specjalnego podatku – dżizji. Jeżeli się na to zgodzą, można zostawić ich w spokoju. 

- Status „ludzi chronionych” dla chrześcijan i żydów pozostał do dnia dzisiejszego, choć przez wieki ulegał przekształceniom – przekonuje prof. Danecki – Dzisiaj w większości krajów islamskich jurysdykcja muzułmańska nie obejmuje innowierców – dodaje. - W doktrynie muzułmańskiej nigdy nie pojawiło się stwierdzenie, że żydzi czy chrześcijanie są „niewiernymi” – podkreśla arabista. Jego zdaniem, chrześcijanin porwany przez talibów mógłby, powołując się na prawo muzułmańskie czy Koran, wykazać nawet, że jest przetrzymywany bezprawnie.


Co na to zwykli muzułmanie? 

W połowie roku 2005 i na początku 2006 instytut Gallupa przeprowadził badania statystyczne w 10 państwach, w których muzułmanie stanowią większość (Maroko, Egipt, Turcja, Liban, Jordania, Arabia Saudyjska, Iran, Pakistan, Indonezja, Bangladesz). Potem w ramach światowego badania opinii publicznej sprawdzono jeszcze nastroje opinii publicznej w 120 innych krajach, w tym w sumie w 35 zamieszkanych przez muzułmańską większość.

W każdym z nich przeprowadzono 1000 wywiadów w domach, nie omijając terenów wiejskich. To sprawiło, że powstał całkiem miarodajny obraz tego, jak myślą muzułmanie. Dla przeszło 90% z nich religia stanowi ważną część życia codziennego, a ponad 50% stwierdziło, że bogate życie duchowe jest bardzo ważne. 

Respondenci mieli też odpowiedzieć na pytanie: „W jednym lub w kilku słowach, czym jest dla Pana/Pani dżihad?”. Wyniki były zaskakujące. Większość z pytanych odpowiedziała: zaangażowanie w ciężką pracę oraz osiąganie celów życiowych. Druga grupa odpowiedzi to: podejmowanie wysiłku w szczytnym celu. Dalej upowszechnianie pokoju, harmonii lub współpracy i pomocy innym oraz życie według zasad islamu. 

W 2001 roku to samo pytanie zadano w dziewięciu państwach muzułmańskich. Przepytano wtedy ponad 10 000 osób, z czego przeważającą większość stanowili wyznawcy Allaha. W czterech państwach arabskich: Libanie, Kuwejcie, Jordanii i Maroku dżihad najczęściej definiowano przez: zobowiązanie wobec Boga, święty obowiązek, kult Boga. 

W kolejnych czterech badanych krajach – Pakistanie, Turcji, Iranie i Indonezji - dżihad najczęściej rozumiano jako oddanie swojego życia w imię islamu, Boga i słusznej sprawy, a także jako walkę z przeciwnikami islamu. Jednak jedynie w Indonezji pogląd taki wyrażała bezwzględna większość badanych. Co ciekawe, żadne z tych państw nie jest krajem rdzennie arabskim. 

-Profesor Danecki uspokaja: znakomita większość muzułmanów jest niechętna agresji i walce. Tak jak wszędzie, jedynie ułamki procent to radykałowie. 

Paweł Orłowski, Wirtualna Polska

czwartek, 21 maja 2009

Salatka z cieciorki z tunczykiem


skladniki (na 1-2 porcje):

  1. ze 3 lyzki cieciorki ze sloika (lub puszki)
  2. pol malej cebuli
  3. ze 2 korniszony
  4. kawalek selera naciowego lub fenkulu (ja dalam cwiartke malego fenkulu)
  5. 2 lyzki tunczyka z puszki (w sosie wlasnym)
  6. 2 lyzki majonezu z musztarda (ja mialam taki oryginalny, ale mozna tez poprostu do lyzki majonezu wmieszac lyzeczke musztardy)

Cieciorke odsaczyc, dodac pokrojona w drobna kosteczke cebulke, pokrojone korniszony i fenkul (lub seler naciowy). Dokladnie wymieszac. Dodac odsaczonego tunczyka, majonez, wymieszac i odstawic na pol godzinki zeby sie przegryzlo. Jeszcze raz wymieszac i rozkladac na talerze i podawac.

Tydzień z ciecierzycą

środa, 20 maja 2009

Wybory do Parlamentu Europejskiego - ogloszenie konsularne

KOMUNIKAT WYDZIAŁU KONSULARNEGO
 AMBASADY RZECZYPOSPOLIEJ POLSKIEJ W PARYŻU

Postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 09 marca 2009 r. zarządzone zostały WYBORY POSŁÓW DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO. 

Pełnoletni i niepozbawieni praw obywatelskich obywatele polscy zamieszkali lub przebywający we Francji będą mogli uczestniczyć w wyborach do Parlamentu Europejskiego, głosując na osoby kandydujące w Okręgu Wyborczym w Warszawie. Głosowanie będzie odbywać się w NIEDZIELĘ 07 CZERWCA 2009 R. w godzinach od 08.00 do 20.00 w obwodowych komisjach wyborczych pod następującymi adresami:

1. Dla wyborców zamieszkałych (przebywających) w paryskim okręgu konsularnym:
- w siedzibie Instytutu Polskiego w Paryżu: 31, rue Jean Goujon, 75008 Paris
(uwaga! w Paryżu nie będzie tym razem komisji wyborczej w Ambasadzie, ani w Wydziale Konsularnym Ambasady);

2. Dla wyborców zamieszkałych (przebywających) w okręgu Konsulatu Generalnego w Lille (łącznie z dawnym okręgiem b. Konsulatu Generalnego w Strasburgu), odpowiednio:
- w lokalu Konsulatu Generalnego RP: 45, Boulevard Carnot, 59000 Lille;
- w lokalu Stałego Przedstawicielstwa RP przy Radzie Europy w Strasburgu: 2, rue Geiler, 67000 Strasburg;

3. Dla wyborców zamieszkałych (przebywających) w okręgu Konsulatu Gen. w Lyonie:
- w lokalu Konsulatu Generalnego RP: 79, rue Crillon, 69006 Lyon. 

Warunkiem wzięcia udziału w wyborach jest posiadanie ważnego polskiego paszportu lub ważnego polskiego dowodu osobistego ORAZ WCZEŚNIEJSZE (nie później niż do dnia 02 czerwca 2009 r.) wpisanie się do spisu wyborców sporządzanego w Wydziale Konsularnym Ambasady RP w Paryżu (dla osób głosujących w Paryżu), albo odpowiednio w Konsulatach Generalnych RP w Lille i w Lyonie, dla osób głosujących w tamtejszych okręgach konsularnych. 

Można być wpisanym TYLKO DO JEDNEGO SPISU WYBORCÓW, zatem wyborcy, którzy zgłosili chęć głosowania na inne niż polskie listy kandydatów (np. rejestrując się na listy elektoralne w merostwie francuskim lub w innym kraju członkowskim Unii Europejskiej), NIE MOGĄ zgłosić się do spisu sporządzanego przez polskiego konsula.

Wymóg wcześniejszego wpisania się do spisu wyborców nie dotyczy tylko osób, które przedstawią zaświadczenie o prawie do głosowania wydane przez inną obwodowa komisję wyborczą, właściwą dla miejsca ich zamieszkania.

Zgłoszenie do spisu wyborców powinno zawierać: nazwisko i imiona, imię ojca, datę urodzenia, pełny adres stałego miejsca zamieszkania, numer ważnego paszportu lub dowodu osobistego, datę i miejsce jego wydania, a także numer ewidencyjny PESEL, jeżeli wyborca go posiada.

TERMIN DOKONANIA ZGŁOSZENIA UPŁYWA W DNIU 02 CZERWCA 2009 r. 

WYBORCY MAJACY GLOSOWAC W PARYZU LUB W LYONIE MOGA BEZPOSREDNIO SAMI WPISYWAC SIE ELEKTRONICZNIE DO SPISU WYBORCOW i uzyskac potwierdzenie wpisu. 

W tym celu, po wejściu na adres internetowy: 
https://secure.e-konsulat.gov.pl/wybory 
należy odpowiednio rozwinąć i wypełnić pola:
1. Wybierz z listy kraj - zaznaczyć: Republika Francuska;
2. Wybierz komisję, w której oddasz głos - zaznaczyć i nacisnąć przycisk „zarejestruj się".

Zgłoszenie do spisu wyborców może też być dokonane elektronicznie, ustnie, pisemnie, telefonicznie, telegraficznie, faxem, odpowiednio na podane niżej adresy:

1. Wydział Konsularny Ambasady RP w Paryżu - 5, rue de Talleyrand, 75007 Paris
e-mail: info@consulat-pologne-paris.com.fr strona internetowa: http://www.pariskg.polemb.fr/ 
tel.: 0143173422; 0143173404; 0143173467; 0143173476; 0143173483; 0143173479;
0143173473; 0143173409; 0143173423; 0143173406, fax: 0143173434.

2. Konsulat Generalny RP w Lille - 45, Boulevard Carnot, 59000 Lille  
e-mail: secretariat@lillekg.polemb.net strona internetowa: http://www.lillekg.polemb.net/ 
tel.: 0320144180, fax: 0320144650 

3. Konsulat Generalny RP w Lyonie - 79, rue Crillon, 69006 Lyon
e-mail: lyon@consulat.pologne.net strona internetowa : http://www.lyonkg.polemb.net/
tel.: 0478931485, fax: 0437511236 

UWAGA ! Bezwzględnym warunkiem dopuszczenia przez obwodową komisję wyborczą do głosowania jest wcześniejsze (do dnia 02 czerwca!) wpisanie się do rejestru wyborców w jeden ze wskazanych wyżej sposobów ORAZ posiadanie przy sobie w dniu wyborów, ważnego polskiego paszportu lub ważnego polskiego dowodu osobistego!

Więcej informacji nt. wyborów do Parlamentu Europejskiego, w tym teksty odpowiednich przepisów prawnych, można znaleźć na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej: http://www.pkw.gov.pl/

Gulasz cieciorkowy

skladniki:

  1. filizanka cieciorki namoczonej przez noc
  2. srednia cebula
  3. kilka zabkow czosnku
  4. mielone mieso (wolowe) tak jakies cwierc kilo
  5. ze 3-4 srednie pieczarki
  6. mala cukinia
  7. zielone chili
  8. lyzka przecieru pomidorowego
  9. sol, pieprz do smaku

Cebule i czosnek pokroilam w kosteczke, podsmazylam na zloto na oliwce, dodalam mieso, podsmazylam rozdzielajac lyzka.

Pieczarki pokroilam w polplasterki, dodalam  do miesa, podsmazylam razem, nastepnie wrzucilam odsaczona cieciorke, calosc podlalam woda, i dusilam jakies pol godziny (az cieciorka zmiekla).

Cukinie pokroilam w grube polplasterki, chili w koleczka, dodalam do cieciorki z miesem, wymieszalam, zaprawilam przecierem i doprawilam do smaku. Poddusilam jeszcze jakies 10 minutek zeby cukinia byla miekka. Swoja porcje zjadlam jeszcze goraca. Bylo pyyyycha :) Ale Malzonek twierdzi, ze odgrzewane tez bylo niczego sobie :)

A tu starsze potrawy z cieciorka:

Richta

Lablabi

Kuskus z kurczakiem i cieciorka

Wolowina w sosie z kielkami cieciorki

Wiosenne kielkowe stir-fry (z kielkami cieciorki)

Zupa fasolowo-cieciorkowa

Tydzień z ciecierzycą

Pierwszy raz - preludium do tygodnia nalesnikowego

Pierwszy raz. Kazdy przezywa go inaczej. Niektorzy sie denerwuja, trzesa im sie rece. Inni podchodza do sprawy metodycznie: szukaja po ksiazkach, w internecie, dowiaduja sie od znajomych jak to bedzie wygladac. Niektorzy ucza sie od rodziny.

Mnie robienia nalesnikow uczyla kiedys babcia. Ale to bylo bardzo dawno temu. A teraz mialam sie zmierzyc z ta czynnoscia samodzielnie. I postanowilam robic z pamieci, bez pomocy meza, bez ksiazek kucharskich, internetu ani blogow kuchennych.

Do miseczki wbilam jajko, dodalam mleka pol na pol z woda i roztrzepalam widelcem. Jeszcze raz przyjrzalam sie zawartosci miski, i bo zastanowieniu wbilam drugie jajko i dokladnie roztrzepalam z reszta zawartosci. Powoli dodawalam trzy czubate lyzki maki, caly czas mieszajac, az powstalo lejace sie ciasto.

Patelnie mocno rozgrzalam, nie przecieralam tluszczem bo ma powloke antyprzywierajaca, ktora juz nie raz sie sprawdzila. Porcje ciasta nalewalam chochelka, poruszalam patelnia zeby rozprowadzic ciasto po calym dnie. Smazylam az ciasto ladnie odchodzilo od dna i wtedy przewracalam na druga strone. Nie przysmazalam zbyt mocno, chcialam zeby byly ladne i jasne.

W ten sposob powstaly 3 duze, i w sumie grubsze niz tradycyjne nalesniki. Ulozylam je na talerzu jeden na drugim.

Jeszcze cieply kazdy nalesnik leciutko smarowalam na polowie nutella, skladalam na pol, nastepnie na polowie takiej zlozonej polowki ukladalam plasterki truskawek i skladalam na cwiartke. Po wierzchu ozdobilam plasterkiem truskawki.

Litrowy karton mleka we FranPrix kosztuje 70 centow, pudelko 12 jaj Euro piecdziesiat siedem, maka tez cos kolo jednego euro.

Usmiech i radosc meza - bezcenny.

 Tym slodkim akcentem uczcilismy fakt, ze zona stala sie o rok starsza.

niedziela, 17 maja 2009

Wiemy, że żyjesz, zabijemy cię

Jest pani zwolenniczką monarchii w Iranie? 

Podczas rewolucji islamskiej trzydzieści lat temu krzyczałam na ulicach Teheranu: 'Śmierć szachowi!'. Potem zostałam zmuszona do opuszczenia kraju, bo robiłam filmy krytykujące Iran po upadku monarchii. Nie jestem jej zwolenniczką, ale nie popieram też niczego, co się tam dzieje od czasu rewolucji islamskiej. Jednocześnie tęsknię, bo zostałam wygnana.

Dlaczego przez ponad rok spotykała się pani z byłą irańską królową, żeby zrobić o niej film? 

Dwa lata temu pojechałam do Iranu, żeby pracować nad kolejnym dokumentem. Zatrzymano mnie na granicy, przesłuchiwano przez wiele godzin. Pytali, czy jestem taghuti. To określenie tych, którzy sprzyjali monarchii. Wiedziałam, że odpowiedź brzmi: nie, ale przy okazji uświadomiłam sobie, że zapomniałam o królewskiej rodzinie. W moim środowisku nikt o nich nie mówił przez lata, od kiedy opuścili Iran. Farah Pahlawi, była królowa, która mieszka dziś w Paryżu, ma złożony wizerunek. Piękna kobieta, postać publiczna z rubryk towarzyskich, a jednocześnie wdowa po dyktatorze. Tak ją widziałam, zanim się poznałyśmy. Pierwsze wyobrażenie o niej, w dzieciństwie, zbudowałam na podstawie telewizji. Mój ojciec ciężko chorował, mama pracowała kilkanaście godzin dziennie, byliśmy biedni, a w telewizji pięknej kobiecie zakładali koronę na głowę. Ale kiedy w jej paryskim apartamencie zobaczyłam popiersie szacha, nie pomyślałam o nim jak o kimś, kto odmienił życie dziewczyny, z którą chciałam się identyfikować w dzieciństwie. Myślałam o złym Iranie za jego rządów. Trzydzieści lat temu tańczyłam z przyjaciółmi po wygranej rewolucji, cieszyliśmy się, że wypędzamy ich z kraju. Teraz okazuje się, że tamto wydarzenie łączy mnie z byłą królową. Rozumiemy się, bo obie przegrałyśmy tę rewolucję, obie zostałyśmy przez nią pozbawione rodzin, korzeni, poczucia bezpieczeństwa, prawdopodobnie na zawsze


Jakie było pierwsze spotkanie?

Straszne. Ludzie walczą o szansę uściśnięcia dłoni królowej, więc dostąpiłam zaszczytu. Spóźniła się godzinę. Byłam zła. Siedziałam na sofie przed jej apartamentem. Była komunistka czekała, aż królowa będzie gotowa. Jej mąż zabrał mi wolność wypowiedzi, wolność w ogóle. Jednak byłam jej ciekawa, więc czekałam. Wcześniej poznałam przyjaciół Farah, pytałam, co myślą o zrobieniu filmu o niej. Powiedzieli, że nigdy się do niej nie zbliżę, nie pozwoli. Wtedy zdobyłam absolutną pewność, że muszę to zrobić.

Jak należy się do niej zwracać? 

Wasza wysokość. Na początku naszej znajomości zapytałam, jak powinnam się zwracać. 'Wasza wysokość' - usłyszałam. 'Wszyscy tak do mnie mówią' - powiedziała. Ja zaczęłam próbować dopiero kilka miesięcy po zrobieniu filmu. Straciła wszystko, ale potrzebne jest jej przeświadczenie, że nie straciła godności. Kobieta, która była królową, teraz rozdaje autografy w paryskich kawiarniach. Jest gościem honorowym pokazów mody. Na początku chciałam pokazać jej nieznaną twarz, towarzyszyć jej podczas wizyty u fryzjera, przyłapać rano bez makijażu. Nie zgodziła się. Powtarzała, że stworzyła sobie wizerunek, którego musi pilnować. Dla swoich zwolenników, to znaczy dla zwolenników przywrócenia monarchii w Iranie. Byłam z nią na kilku przyjęciach. Siedemdziesięcioletnia pani na szpilkach przez kilka godzin zajmuje się rozdawaniem uścisków dłoni. Uśmiechnięta cały czas. Kiedy zapytałam, czy trudno udawać zadowoloną bez przerwy, powiedziała: 'Robię to od 50 lat, na tym polega moja praca'. Podczas pierwszych rozmów byłam pod dużym wpływem jej uroku, traciłam przez to czujność, bałam się, że stracę obiektywizm. Kiedy zostawałam sama w hotelu, między zdjęciami, myślałam, że podczas pracy nad tym filmem nie powinnam zapominać o ideałach, o które walczyłam jako dziewiętnastolatka.

Jakie znaczenie mają dziś te ideały? Rozmawiała pani z bogatą damą żyjącą wygodnie w Paryżu. 

Trzydzieści lat temu walczyliśmy o demokrację, to nie były mgliste ideały. Farah Pahlawi nie wierzyła wtedy w wolność ani sprawiedliwość w komunizmie, a my wierzyliśmy. Jej zdaniem rewolucja nie była potrzebna. Ja należałam do małej komunistycznej grupy, roznosiłam ulotki o akcjach, o podpalaniu samochodów na ulicach. Wierzyłam, że wygrana rewolucja przyniesie demokrację. Przyniosła masowe egzekucje. Zakończyła się władzą w rękach kogoś, kto na nią nie zasługiwał. Kiedy Chomeini ogłosił, że wszystkie kobiety powinny nosić chusty na głowach bez przerwy, pod groźbą aresztowań, myśleliśmy, że to dowcip. Bardzo szybko przeciwnicy monarchii stali się przeciwni religijnemu reżimowi.

Farah Pahlawi znała pani polityczną przeszłość, kiedy zgodziła się na udział w filmie? 

Nie pytała, więc sama o tym nie mówiłam. W trakcie pracy nad filmem od swojego sekretarza dostała informację, że byłam komunistką. Przerwała zdjęcia. Nie dziwię się właściwie. Ja stałam za kamerą, ja montowałam, mogłam zniszczyć wizerunek byłej królowej, jednak dumnej, pewnej siebie, gotowej wrócić do kraju, gdyby tylko naród tego chciał. Kiedy udało się ją przekonać do kontynuowania pracy, była ostrożna. Zdarzało jej się też odwoływać spotkania bez racjonalnych powodów. Wielka kamera, operator, realizator dźwięku, jechaliśmy w jakieś miejsce, czasem płacąc za to duże pieniądze, a ona w ostatniej chwili informowała, że nie przyjedzie. Z drugiej strony - zwyczajna kobieta, żadna królowa, podobna do mnie.

W jakim sensie? 

Myślę, że też jest komunistką, choć się do tego nie przyzna. Myśli bardziej demokratycznie niż większość moich przyjaciół. To odkrycie było pozytywne. Poza tym została wygnana, podobnie jak ja. Opuszczając Iran w 1979 roku, ona i szach zostawili wszystko, co miało dla nich wartość. Jechali tam, gdzie przyznawano im azyl. Egipt, Maroko, Bahamy, Meksyk, Teksas, Nowy Jork, który musieli opuścić nagle, nie mówiąc o tym nawet swoim dzieciom. Ja tułałam się z rodziną równie długo, choć inaczej, nielegalnie. Z Iranu uciekliśmy kutrem rybackim do Dubaju, dwa lata ukrywania się, potem z fałszywymi paszportami trafiliśmy do Szwecji. Nasze wygnania były różne, jednak doskonale wiedziałam, co Farah ma na myśli, kiedy podczas spaceru po Paryżu powiedziała: 'Wiesz, dlaczego te kobiety są tu takie piękne? Wiesz, dlaczego noszą głowy tak wysoko? Bo należą do tego kraju. Ja nie mam tu niczego. Od trzydziestu lat przemykam jak ktoś obcy'.

Kiedy zaczęła pani uciekać? 

Kiedy aresztowano mojego brata. To oznaczało, że mogą aresztować również mnie, moje rodzeństwo. Było nas dziewięcioro. Wychowaliśmy się w domu, w którym nie rozmawiało się o polityce, dopóki nie dorośliśmy. Jeden z moich braci był prawdziwym zwolennikiem monarchii, pięcioro zdecydowanych komunistów. Kłóciliśmy się do rewolucji, potem wszyscy znaleźliśmy się w tym samym bagnie. Pewnego dnia starsza siostra weszła w nocy do mojej sypialni i powiedziała, że musimy wyjeżdżać, bo policja jest w domu rodziców, zabrali brata. Uciekaliśmy przez sześć miesięcy, jeździliśmy z jednego miasta do drugiego, w żadnym miejscu nie zatrzymywaliśmy się na dłużej niż tydzień. Nie mogliśmy mieszkać w hotelu, bo znali nasze nazwisko, więc pukaliśmy do drzwi, pytaliśmy, czy możemy się zatrzymać. Ostatnie dwa miesiące w Iranie spędziliśmy w jednym wynajmowanym mieszkaniu. Siostra pewnej nocy znów przyniosła wiadomość - zabili brata, aresztowany był również drugi z moich braci. Głośno płakałam, ktoś z sąsiadów zauważył, więc nie mogliśmy zostać. Baliśmy się, że powiedzą policji. Zaczęliśmy planować ucieczkę za granicę.

Jaki był pomysł na życie w Szwecji? 

Nie było pomysłu. W Iranie byłam dziennikarką. Kiedy przyjechałam do Sztokholmu, chciałam pisać, ale mój szwedzki był za słaby. Zaczęłam studiować mikrobiologię, przez rok pracowałam w laboratorium, czego nie znosiłam, więc dostałam się do szkoły filmowej. Dopiero kiedy zaczęłam robić filmy dokumentalne, co traktuję jak rodzaj dziennikarstwa, poczułam, że robię to, co powinnam.

Głównym celem, kiedy znalazłam się na wygnaniu, było nie popełniać błędów. Jeśli nie mam mojego kraju, języka, nie biorę udziału w życiu politycznym, chciałam przynajmniej nie popełniać błędów. Niemożliwe. Rozwiodłam się po pierwszym roku, trójkę dzieci wychowywałam sama.

Co wydało się pani największym problemem w Iranie, kiedy pierwszy raz przyjechała pani po 17 latach w Szwecji? 

Prostytucja, narkotyki. Alkohol został zakazany, ale narkotyki zajęły jego miejsce. Nie ma nad tym kontroli, jakby została stracona celowo, uzależnieni są pasywni, nie sprzeciwiają się niesprawiedliwości. Nie istnieją w Iranie prawa człowieka, nie ma systemu wartości.

Zrobiła pani dwa filmy o tym, że rodzina w Iranie nie jest wartością. 

Nie jest, bo kobiety zostały pozbawione wartości. Przy pracy nad jednym z filmów zaprzyjaźniłam się z irańskimi prostytutkami. Na początku bały się rozmawiać otwarcie, ale kiedy tylko zaczęły czuć się przy mnie bezpiecznie, zauważyłam, że bardzo chcą o sobie opowiadać, bo nikt inny nie pyta. Konkurowały między sobą o rozmowy ze mną, bo wiedziały, że szansa na uważnego słuchacza może się nie powtórzyć. Zrobiłam też dokument o rodzinie z jednym mężem, czterema żonami, dwadzieściorgiem dzieci. Trafiłam na poligamiczną rodzinę z czterema silnymi kobietami, jednak nie miały szans na podejmowanie własnych decyzji. Nawet jeśli jesteś bardzo silna, takie małżeństwo szybko staje się pułapką, nie wchodzi w grę separacja albo rozwód, choćby dlatego że nie chcesz zostawić swoich dzieci innym kobietom. Nie obwiniałabym o to wszystkich mężów w Iranie, to jest wina prawa, mężczyźni również są ofiarami tego systemu. Może ze względu na tytuł 'Cztery żony, jeden mężczyzna' na wszystkich festiwalach podczas projekcji tego filmu sale są pełne. Pewien Irańczyk ze Stanów powiedział mi, że wystawiam złą opinię wszystkim irańskim mężczyznom, ale chodzi o coś przeciwnego - nie o mężczyzn, lecz o kobiety pozbawione praw.

Za te filmy została pani aresztowana? 

Raczej za ogólny brak posłuszeństwa niż za coś konkretnego. Wiedziałam, że będę miała kłopoty, kiedy dwa lata temu jechałam do Teheranu, żeby pracować nad kolejnym dokumentem. Nie spodziewałam się, że mnie zabiją, ale myślałam, że mogą zamknąć. Zabrali paszport na lotnisku, laptop, wszystko, nawet zeszyty z niezapisanymi stronami. Przesłuchiwano mnie kilka razy, ostatnie przesłuchanie było najgorsze, trwało pięć godzin. Niewiele wiedzieli o mojej przeszłości. Zapytali, czy jestem komunistką. Powiedziałam: nie. Islamską terrorystką? Nie. Może zwolenniczką monarchii? Myślałam, że spadnę z krzesła, brałam udział w wyrzucaniu monarchy z kraju, pozwoliłam islamskiemu reżimowi dojść do władzy. Nie dostali żadnej zadowalającej ich odpowiedzi, więc usłyszałam, że zostanę zabita. Dlaczego? 'Zamknij się, nie zadawaj pytań'. W końcu z pomocą Szwecji skonstruowano umowę, według której nie mogę już zrobić żadnego filmu o Iranie, nie mogę tam wrócić. Podpisałam, dzięki temu mnie wypuścili. Miałam szczęście, bo wielu dziennikarzy w tym samym czasie znalazło się w więzieniach. Oczywiście zabroniono mi też opowiadać o tym zatrzymaniu.

W Sztokholmie czuje się pani bezpieczna? 

Dostaję e-maile z informacjami, że powinnam zginąć. Piszą Irańczycy: 'Wiemy, że żyjesz, zabijemy cię'. Policja nie robi nic, pyta tylko, czy widziałam autorów tych pogróżek blisko mojego domu. 'Jeśli nie, nie możemy nic zrobić'. Mimo wszystko tylko poza Iranem mogę próbować mówić o nim prawdę. Jednocześnie wiem, że nie mam wpływu na to, co dzieje się w mojej ojczyźnie, a moje problemy są inne od problemów ludzi, którzy tam żyją. Zwolennicy Farah Pahlawi, których poznałam podczas jednego z przyjęć, zachowują się w jej obecności, jakby nic się nie zmieniło, jakby wciąż była królową. Któryś z jej asystentów powiedział mi, że 70 proc. Irańczyków chce powrotu monarchii, co moim zdaniem nie jest prawdą. To jest wymyślona liczba, ale pokazuje, jak bardzo ludzie chcą być przywiązani do czegoś, co daje nadzieję na zmianę. Myślę, że Iran jest teraz krajem pozbawionym nadziei.

Źródło: Wysokie Obcasy

Nahid Persson Sarvestani - irańska dokumentalistka, dziennikarka. W 1979 roku brała udział w rewolucji islamskiej na ulicach Teheranu, miała wtedy 18 lat, należała do małej komunistycznej grupy. W latach 80. uciekła do Szwecji. W Sztokholmie skończyła szkołę filmową. Realizuje dokumenty o Iranie, emigracji, problemach kobiet. Najbardziej znane to: 'Prostytucja za zasłoną', 'Moja matka - perska księżniczka', 'Koniec wygnania'. Zdobyła wiele nagród, m.in. Złotego Smoka przyznanego podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jest gościem tegorocznego festiwalu Planete Doc Review. Jutro w warszawskiej Kinotece będzie można obejrzeć jej ostatni film 'Królowa i ja', dokument o Farah Pahlawi, wdowie po szachu Mohammadzie Rezie Pahlawim

Iranki

Jeśli masz wewnętrzny spokój, jesteś szczęśliwa 

Co chcecie o mnie wiedzieć? Nazywam się Aqdas Deldar i mam 88 lat - mówi łagodnie. Wysiadamy z autobusu na rozpalonej upałem szosie. Kilka schodków w dół zaczyna się labirynt wąskich uliczek wioski Bilaqan. Drobna staruszka o pięknych kręconych siwych włosach siedzi na werandzie swojego domu w otoczeniu córek.

- Urodziłam się tutaj - zaczyna swoją opowieść. - Mama była dobra i tata też był dobry. Tata miał kilka sklepów z baraniną i cztery żony. Nie mieszkał z nami. Przychodził na dwie noce w tygodniu. Bawiłam się z innymi jego dziećmi. Od dziecka nosiłam czador. Dziewczynki nie mogą się tego doczekać, są ciekawe, jak to jest być kobietą.

Kiedy miałam dziewięć lat, przyszedł Reza Szach i kazał zrzucać czadory. Na ulicach strażnicy zdzierali je z kobiet siłą. Kobiety dopiero wieczorami wychodziły na zakupy, tak bardzo się wstydziły!

Kiedy miałam 15 lat, wyszłam za mąż. Zwykle mężczyzna pierwszy raz widzi żonę bez czadoru w momencie zaślubin. My całe życie mieszkaliśmy naprzeciwko siebie, więc widywaliśmy się z daleka. Pewnego dnia jego matka przyszła do moich rodziców na chostegori - oświadczyny. Zaczęły się przygotowania do arusi - wesela. Henną pomalowali mi dłonie, surmą - oczy. Ubrali jak piękną lalkę. Wesele trwało cztery dni, a potem poszłam do domu mego męża. Pan młody rzucał przed moje stopy suszone owoce, żeby umaić mi drogę. Nie rozumiałam wtedy tego wszystkiego. Rozum nie pracował jeszcze tak jak dziś. Byłam szczęśliwa, że mnie ładnie ubrali, umalowali i pozwolili potańczyć. I tylko tyle.

Kiedy miałam 16 lat, urodziłam pierwsze dziecko. Po roku drugie, potem trzecie, czwarte. Bóg dał nam siedmioro dzieci. Dziękuję Bogu za wszystko. Czułam się szczęśliwa. Mąż pracował jako urzędnik. Miał dobry charakter. To ja podejmowałam większość decyzji. A on mówił: 'Niech będzie, jak chcesz'. Jestem jego jedyną żoną. Dziękuję Bogu, że dał mi w życiu samo dobro.

Modlę się codziennie, poszczę w czasie ramadanu, chodzę do meczetu, jedną piątą swoich pieniędzy oddaję biednym. Przekazałam to moim dzieciom, ale odkąd dorosły, robią, co chcą. To już sprawa pomiędzy nimi a Bogiem. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. Ja nie umiem czytać ani pisać. Chodziłam tylko do maktaby, gdzie nauczyciel czytał nam Koran. Moje córki studiowały na uniwersytecie i powyjeżdżały za granicę. Ale tak się chyba dzieje na całym świecie. Moja córka wyszła za mąż za Polaka. Dużo się nasłuchałam o cudzoziemcach, ale on na szczęście taki nie jest.

Dla wielu życie po rewolucji bardzo się zmieniło; dla mnie nie zmieniło się nic. Żyję tak, jak żyłam. Jeśli człowiek ma swoją drogę, to rewolucja nie ma znaczenia. Brakuje mi tylko spokoju, jaki panował dawniej. Teraz pośpiech, rywalizacja: 'Popatrz, on ma lepszy dom, lepszy samochód!'. Lepiej cieszyć się z tego, co dał ci Bóg. Jeśli masz wewnętrzny spokój, jesteś szczęśliwa.

Moje życie było piękne. Tak, kocham życie, tak mi się to życie podoba! Wiadomo, są lepsze i gorsze czasy, ale to człowiek sam w sobie musi mieć coś, co pozwoli mu być szczęśliwym. Bóg daje życie. Jak to wykorzystasz, twoja sprawa. Po to masz oczy, żeby widzieć to, co ci się podoba, uszy, żeby słuchać tego, co chcesz, usta, żeby mówić to, co piękne - uśmiecha się pogodnie.

Kiedy wspominamy o zrobieniu zdjęć, nastrój się zmienia:

- Słyszałam, że można już komputerowo zdjąć czador, czy to prawda? - pyta, drżąc ze zdenerwowania. Przez całe życie unikała zdjęć. Nawet w rodzinnym albumie trudno odnaleźć jej fotografię. - Jeśli ktoś niepowołany zobaczy moje zdjęcie bez czadoru, Bóg wam tego nie wybaczy...

Laleh Seddiq czyli 'Mały Schumacher'. 

Na uliczce przed murem okalającym posiadłość stoi czerwony peugeot 206. Przez szyby widać konstrukcje wzmacniające dach. Jego właścicielka Laleh Seddiq wita nas ubrana w sportowy kombinezon i różową chusteczkę na włosach. Rok temu zdobyła tytuł najlepszego kierowcy rajdowego w Iranie. Jest jedyną kobietą na środkowym Wschodzie uprawiającą ten sport. Ściga się z mężczyznami. Nazywają ją 'Mały Schumacher'.

- Tata po raz pierwszy posadził mnie za kierownicą, kiedy miałam 13 lat. Samochód był duży, ja mała, prawie nie widziałam drogi przed sobą - śmieje się. - Wcześnie zrobiłam prawo jazdy. Teraz co czwarty kierowca to dziewczyna, ale wtedy rzadko widziało się kobiety za kółkiem. Bardzo lubiłam prowadzić, docisnąć gaz do dechy, z każdego samochodu wycisnąć tyle, ile się da. Ludzie mnie pytali: 'Czemu jeździsz w taki sposób po mieście!? Jak chcesz tak szaleć, jedź na zawody!'. Tak zrobiłam.

Od ośmiu lat startuje w zawodach Formuły 3.

- Najpiękniejszym momentem w tym sporcie jest chwila, gdy ktoś próbuje mnie wyprzedzić; wtedy ja zajeżdżam mu drogę, a on wypada z trasy! - uśmiecha się promiennie. - Najszybciej jechałam 260 km na godzinę, ale marzę o włoskim bugatti - ten wyciąga 470! Chciałabym dotrzeć do Formuły 2 i pojechać na wyścigi do Europy. Właśnie szukam sponsora. To drogi sport. Na peugeota wydaję rocznie 200 tys. dolarów, na Proton Team - 70 tys. Na Formułę 2 potrzebuję 700 tys. dolarów. Państwo nie daje na to pieniędzy. Jeśli ktoś jest dobry, ma sponsora. Jeśli nie, wykłada własne pieniądze.

Niestety, nie mogę trenować na torze wtedy, gdy ćwiczą mężczyźni. To by było niemoralne. Jeżdżę więc tylko raz w tygodniu, kiedy tor jest wolny. Mam też problem, bo moim pilotem nie może być mężczyzna. A dziewczyny boją się jeździć. Na zakrętach piszczą. Ostatnio jedna krzyczała: 'Na Boga, jedź wolniej, ja mam dziecko, nie chcę, żeby zostało bez matki!!!'. Nie wiedziałam, co robić - ścigać się czy martwić o tę kobietę. Miałam kiedyś dobrą pilotkę, ale wyszła za mąż i mąż jej zabronił - wzrusza ramionami.

W tym sporcie kobiety szybko odpadają. To kwestia strachu. Ja go nie czuję. Nigdy. Miałam już urazy głowy, połamane ręce, nogi i żebra, ale nie zraża mnie to. Będę jeździć jeszcze cztery lata. Potem chcę założyć rodzinę i mieć dzieci. Mój chłopak też jest kierowcą rajdowym.

Laleh jest na studiach doktoranckich na kierunku industrial production, chce się zająć promowaniem irańskich kierowców. Jej ojciec jest potentatem w branży wydobywczej i petrochemicznej.

- Tata zawsze mówi: 'Rób, co chcesz, tylko się nie zabij'. Mama bardzo się o mnie boi, zawsze modli się, żeby nic mi się nie stało. Rodzice nigdy mi niczego nie zakazywali. Nie mogłabym wyjechać z Iranu na stałe. Za bardzo kocham moją rodzinę. Nie mogę bez nich żyć.

Niedawno irańskie ministerstwo sportu wydało oficjalne orzeczenie: 'Niedopuszczalne jest, aby kobiety brały udział w wyścigach, w których większość uczestników i kibiców stanowią mężczyźni'. Laleh przedstawiła pismo od imama: 'Dopóki zawodniczka nosi pod kaskiem chustkę przykrywającą włosy, dopóty nie ma przeciwwskazań do ścigania się z mężczyznami'. Ministerstwo nie wie, co z tym fantem zrobić. Korzystając z zamieszania, Laleh wciąż bierze udział w zawodach.

Marziye Borumand : Ojciec wstydził się, że jego córki grają na scenie 

Wiem, o co spytacie! Zagraniczni dziennikarze zawsze pytają, czy kobiety w Iranie są uciskane. Zawodowo kobiety są w Iranie traktowane na równi z mężczyznami! Albo ktoś się nadaje, albo nie. To nie zależy od płci, tylko od charakteru. Żeby być reżyserem, trzeba mieć silną osobowość, ja mam - Marziye Borumand potrząsa energicznie głową owiniętą białą chustką.

Jest niezadowolona, każe aktorom powtarzać scenę. Kręci serial dla irańskiej telewizji. Po planie kręcą się aktorki w hedżabach. Tak jak wszystkie Iranki są ubrane niemal jednakowo - w manta do kolan i długie spodnie. Na filmie nawet podczas snu mają szczelnie zasłonięte włosy. Mogą mówić, krzyczeć, szlochać, załamywać ręce, ale nie mogą dotknąć mężczyzny. Ewentualnie - lekko pociągnąć go za rękaw. O całowaniu można zapomnieć; nawet matka nie może pocałować w policzek syna.

- Urodziłam się w 1953 roku ery chrześcijańskiej - opowiada reżyserka. - Mohammad Reza Szach wprowadzał zachodnie obyczaje. Kobiety mogły nosić minispódniczki i pić wino. Mama często zabierała mnie i moje siostry do teatru. Nie była wykształcona, ale inteligentna i otwarta. Zachęcała nas do zabawy w teatr. Raz zajęłyśmy nawet pierwsze miejsce w kraju wśród teatrów szkolnych. Ojciec był człowiekiem religijnym. Wstydził się, że jego córki grają na scenie, i ukrywał to przed sąsiadami i rodziną. Zaakceptował to dopiero wtedy, gdy zaczęłyśmy odnosić sukcesy.

Skończyłam aktorstwo na Uniwersytecie Teherańskim. Uczyli nas profesorowie wykształceni w Europie i Ameryce. Na roku było tyle samo dziewczyn co chłopców. Studiowaliśmy Szekspira, mieliśmy zajęcia z historii teatru, psychologii, baletu, scenografii. Do rewolucji pracowałam jako aktorka teatralna, grywałam i Czechowa, i autorów perskich.

Przed rewolucją kino było rozrywką dla mas. Leciały głównie amerykańskie filmy. Pełno w nich było seksu, alkoholu i półnagich kobiet. Po rewolucji 1979 roku wszystko zostało objęte ścisłą kontrolą. Aktorki zasłoniły włosy chustami. Wtedy większość aktorów teatralnych przeszło do filmu, ale mnie ciągnęło do reżyserii. Zaczęłam pracę dla telewizji.

Mój pierwszy kukiełkowy serial telewizyjny dla dzieci odniósł ogromny sukces. Kiedy zrobiłam wersję kinową, stałam się sławna. Ludzie gratulowali mi na ulicy, a ojciec w końcu zaczął patrzeć na mnie z podziwem - wybucha gromkim śmiechem.

Jedną z głównych ról w serialu, który kręci dziś Marziye, gra jej siostra Raziye Borumand. Kiedy spotykamy się wieczorem w jej mieszkaniu, trudno ją poznać - w obcisłym czarnym ubraniu, z długimi, rozpuszczonymi włosami i papierosem w ustach wygląda o 15 lat młodziej. Jej synowie szykują nam właśnie kolację. Leci jazz. Na ścianach fotografie sprzed rewolucji: Raziye na ulicy w bluzeczce z dużym dekoltem, Raziye z mężem podczas przedstawienia dla dzieci grają dwa króliczki, Raziye z siostrą.

- Do pracy w telewizji wciągnęła mnie siostra i mój przyszły mąż już na drugim roku studiów. Stworzyliśmy grupę artystyczną. Robiliśmy produkcje i dla dzieci, i dla dorosłych. Byliśmy z naszymi spektaklami m.in. w Polsce, w Bielsku-Białej. Razem pracowaliśmy, mieszkaliśmy, podróżowaliśmy. Nie przerwałam pracy nawet wtedy, gdy urodziłam moich chłopców; zajmowała się nimi niania albo zabierałam ich ze sobą do studia.

Rodzina Borumand jest bardzo znana w Iranie. Najstarsza siostra przed rewolucją była jedną z najsławniejszych spikerek telewizyjnych, jej mąż i córka są reżyserami. Marziye nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Mąż Raziye jest reżyserem, aktorem, nauczycielem aktorstwa i producentem. Raziye pisze opowiadania dla dzieci, które są czytane w telewizji, i scenariusze, które reżyserują siostra lub mąż. Ich starszy syn Kave jest filmowcem, młodszy Sohrab - producentem.

- Popularność jest miła. Taksówkarze nie biorą ode mnie pieniędzy, policjanci nie wlepiają mandatów. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy. 'Jak się dziś czuje mąż? Jak siostra?' - pytają. W sklepach wpuszczają mnie bez kolejki i częstują owocami. Jednak państwo nie przywiązuje do filmu wielkiej wagi i finansowo nie ma to przyszłości - kręci głową. - Nie chciałabym, żeby kolejni członkowie rodziny pracowali w filmie. Już dosyć.

Muzułmańska pani architekt 

Pojechałam kiedyś do przyjaciółki do Niemiec. Witając mnie na lotnisku, krzyknęła: 'Och, co czujesz po zdjęciu chustki!?' - opowiada Mahdocht Mochtari. 'Wiesz co - odpowiedziałam - nic, zupełnie nic'. Wy w Europie myślicie, że problemem kobiet irańskich jest chustka. Otóż nie, to nie jest ważny problem. Ja w tej chustce i w tym fartuchu pracuję, chodzę po budowie, wspinam się na rusztowania. Zawsze pracowałam w męskim środowisku i nigdy nie czułam się dyskryminowana. Wolność nie polega na chodzeniu w krótkiej spódnicy. Myślę, że to, co mnie dręczy, i to, co mnie ogranicza, jest tym samym, co dręczy i ogranicza mojego męża.

Machdocht jest architektem. Pracuje w dużej prywatnej firmie, która zajmuje się budownictwem mieszkaniowym.

- Problem leży w stereotypach, które narzucają sztywne role społeczne zarówno kobietom, jak i mężczyznom - tłumaczy. - Jest takie powiedzenie: 'Dziewczyna, która nie wyjdzie za mąż, kala ziemię, po której chodzi'. Ale i takie: 'Mężczyzna ma zawsze ostatnie słowo. Brzmi ono: » Tak jest, żono! «'. U nas kobieta jest wybierana - może się tylko zgodzić lub nie na propozycję mężczyzny, ale mężczyzna musi wybrać zgodnie z wolą swej matki. Póki kobieta jest młoda, możliwości ma wiele. Jeśli jest starsza, rozwiedziona lub z dzieckiem, jej sytuacja jest dramatyczna. Rozwody zdarzają się, ale tylko w miastach. Na wsi mąż przyprowadza po prostu drugą żonę do domu. Po rozwodzie trudno wyjść ponownie za mąż. Istnieje silny stereotyp: to jej wina, na pewno coś przeskrobała.

Mama była już wdową, kiedy poznała mojego ojca. Zarabiała jako tłumaczka z rosyjskiego. Nie lubiła mówić o tamtych czasach. Ja urodziłam się w porcie Khoraamshahr na południu Iranu. Rodzice żyli rytmem wyznaczonym przez religię, ale nie dlatego, że wymagała tego władza - dzisiaj przyznanie się do tego, że nie ma się przekonań religijnych, może mieć bardzo groźne konsekwencje. W niektórych rodzinach nie pozwalano dziewczętom kontynuować nauki; ja mogłam iść na studia pod warunkiem, że nie zamieszkam w akademiku. Ojciec specjalnie przeszedł na wcześniejszą emeryturę i kupił mieszkanie w Teheranie po to, żebym podczas studiów mogła mieszkać z nimi. Zaczęłam studia w roku rewolucji. Uniwersytet został zamknięty, a ja poszłam do pracy. W firmie poznałam męża.

Zadawałam sobie wtedy wiele pytań związanych z cielesnością, kobiecością, płcią przeciwną. Ale w rodzinach tradycyjnych jest granica, której nie przekracza się nawet w rozmowie z matką. O wielu sprawach albo w ogóle się nie mówi, albo posługuje się aluzjami. Zwykle są przekazywane poprzez rytm codziennego życia - ponieważ nigdy nie widziałam, żeby moja matka nosiła krótką spódniczkę, we mnie też nigdy nie powstała taka myśl.

W tradycyjnych rodzinach irańskich to matka aranżuje małżeństwo syna. My postanowiliśmy się pobrać i dopiero wtedy powiedzieliśmy o wszystkim rodzinie. Mój ojciec był przeciwny, ale kiedy zobaczył, że nie da się zmienić mojej decyzji, poparł mnie. Reakcja rodziny męża była bardziej negatywna. Byli bardzo religijni i dobrze sytuowani, a mąż jest najstarszym synem. Być może sądzili, że chodzi mi o ich pieniądze. Ani razu przez cztery lata po naszym ślubie nie odwiedzili naszego domu. Ja jednak walczyłam o ich przychylność, bo wiedziałam, że mąż potrzebuje normalnych stosunków z rodzicami. Szanowałam ich religijność, nigdy nie pokazałam się bez chustki i w końcu przekonałam ich do siebie.

Dziś Machdocht ma 46 lat, mieszka z mężem i dwójką dzieci w Teheranie. Dziesięć lat temu skończyła przerwane studia. Często podróżuje. Jej córka właśnie wyjeżdża na podyplomowe studia prawnicze do Londynu. Mąż Machdocht mruga do nas: 'Czemu nie zrobicie materiału o uciskanych mężczyznach w Iranie? Spójrzcie, o wszystkim w tym domu decyduje żona. Moje jest tylko to' - pokazuje na małą półeczkę, na której ustawione w równych rządkach stoją sówki - pamiątki z podróży.

Takin Hamzeloo, irańska pisarka 

Pierwszą moją książkę dałam najpierw do przeczytania mamie. 'Wspaniała' - powiedziała. Spodobała się w pierwszym wydawnictwie, do którego poszłam. Mama zawsze była moim przewodnikiem. Nawet teraz, kiedy napiszę kolejną powieść, chcę najpierw usłyszeć, co ona o niej myśli - mówi Takin Hamzeloo, pisarka.

- Mama studiowała literaturę perską, zajmowała się tłumaczeniami z angielskiego. Tata pracował w banku - opowiada. - Mam trzy siostry: lekarkę, księgową i graficzkę. Tata nie był zbyt surowy, choć nie pozwalał nam ubierać się zbyt nowocześnie i chodzić z byle kim. Ale mogłyśmy się uczyć. Chodziłam na prywatne lekcje malowania miniatur perskich i grałam na dafie.

Pisać chciałam od zawsze, ale tata powiedział, że powinnam skończyć jakieś studia, po których można zarabiać na życie. Poszłam na informatykę. Korepetycji z matematyki udzielał mi mój przyszły mąż. Kiedy studiowałam, mieliśmy już synka. Jednak informatyka mnie nie interesowała i rzuciłam studia. Na co dzień zajmuję się domem i dziećmi. W wolnym czasie siadam do pisania.

Jesteśmy w kawiarni przy centrum sztuki współczesnej. Co jakiś czas rozmowę przerywa nam telefon od męża. Chyba nie mamy zbyt wiele czasu.

- Niepokoi się o mnie - tłumaczy Takin. - Jest bardzo troskliwy. Kiedy mam jakieś spotkanie wieczorem, czeka na mnie na ulicy nawet w nocy.

Takin wydała dotąd pięć książek. Pierwsza jest o kobiecie, której mąż jest chorobliwie podejrzliwy. Sprawa kończy się rozwodem. Druga opowiada historię kobiety, która dowiaduje się, że mąż, ojciec jej dzieci, zginął na wojnie. Według zwyczaju wychodzi za mąż za brata swego męża i rodzi mu dziecko. Wtedy okazuje się, że pierwszy mąż żyje i wraca do domu. Kobieta zostawia obydwu mężów i dzieci i zaczyna samotne życie. Trzecia to historia o dziewczynie wykorzystywanej seksualnie przez ojca, której matka ukrywa to, żeby nie ucierpiał honor rodziny.

Dwie dotyczą wojny irańsko-irackiej, ale pisane są z perspektywy kobiety.

- Wszystko, co piszę, oparte jest na faktach. Teraz pracuję nad powieścią o kilku żonach tego samego mężczyzny. Chcę pokazać, jak męczą się kobiety w takim związku. To zdarza się już rzadko, raczej w małych miastach. Przed małżeństwem kobieta może zastrzec w umowie, że nie będzie innej żony. Rzadko którego mężczyznę stać na utrzymanie kilku żon. Poza tym dziś małżonkowie bardziej się kochają, bo przed ślubem mogą się poznać.

'Zanan' czyli 'kobieta' 

Jej pierwszą powieść wznawiano dziewięć razy. Czytelniczki przyjeżdżają na spotkania autorskie z całego Iranu.

- Poruszam tematy, o których nikt u nas nie mówi. Piszę o życiu kobiet. Jeśli choć kilka z nich dowie się z moich książek o sprawach, o których nigdy nie słyszały w telewizji, warto pisać.

Wydaje mi się, że to, co tworzą dziś kobiety, jest lepsze, głębsze od tego, co piszą mężczyźni. Mężczyźni opisują tylko rzeczy 'wielkie i ważne'; kobiety piszą o drobnych, codziennych sprawach. Opisują problemy społeczne, ale przez pryzmat osobistych przeżyć - mówi Mojdeh Daghighi, redaktorka działu literackiego pisma 'Zanan' (czyli 'kobieta').

- Tradycja literatury perskiej liczy dwa tysiące lat, ale to, co dzieje się teraz, to coś nowego. Coraz więcej jest piszących kobiet. Debiutują i 60-latki, i dziewczyny zaraz po studiach i wszystkie potrzebują miejsca, żeby publikować, trybuny, żeby móc się wyrazić.

Właśnie wyszedł 133. numer 'Zanan'. Nakład: 20 tys. egzemplarzy. Działy: wiadomości, sztuka i kino, literatura, medycyna i ubezpieczenia, listy od czytelniczek. Nie ma mody ani porad kulinarnych. Pismo utrzymuje się ze sprzedaży i z reklam.

- Trafiliśmy na podatny grunt - tłumaczy Mojdeh. - Kobiety w Iranie przechodzą wielką transformację. Walczą z tradycyjnymi ograniczeniami. Coraz częściej wychodzą z domów, coraz więcej jest ich na uniwersytecie, coraz więcej pracuje. Nie są już tylko matkami, żonami. Mają ambicje. Dziś na uniwersytecie więcej jest kobiet niż mężczyzn. W zeszłym roku 64 proc. osób, które się dostały na studia, to były kobiety. My to opisujemy. Na łamach naszego pisma odbywają się dyskusje. Ostatnio pisaliśmy o tym, czy kobiety powinny mieć prawo wstępu na stadiony piłkarskie. Istnieje oczywiście czerwona linia - do polityki się nie mieszamy, nie możemy też otwarcie pisać o sprawach damsko-męskich. Jeśli poruszylibyśmy temat tabu, autor stanąłby przed sądem.

Mojdeh jest też tłumaczką literatury. Jej mąż jest inżynierem, mają dwójkę dzieci. Wychowała się tu, w Teheranie.

- Nawet jak na tamte czasy, kiedy nikt jeszcze nie chodził w chustach, moja rodzina była bardzo nowoczesna - opowiada. - Studiowałam nauki polityczne. Zdałam na uniwersytet cztery lata przed rewolucją; w polityce tyle się wtedy działo, że uznałam, że właśnie tym powinnam się zająć. To były fascynujące czasy. Na uniwersytecie wciąż rozbrzmiewały dyskusje polityczne. Jednak nie zaangażowałam się w działalność żadnej z politycznych organizacji. Byłam obserwatorem. Kiedy wszystko ucichło, zrozumiałam, że tak naprawdę polityka mnie nie interesuje. Nie dlatego, że nie mieszkam w państwie demokratycznym. Należąc do partii, musi się podzielać idee grupy; nie ma miejsca na indywidualne myślenie. O wiele bardziej interesowało mnie życie intelektualne i indywidualne. Zajęłam się literaturą.

Dużo pracuję. Czasem brak mi energii, ale nie myślę o emeryturze. Życie w Iranie jest trudne, ale ja kocham swój kraj. Kocham też moją pracę. Czuję, że dzięki niej powoli i stopniowo zmieniam ten kraj na lepsze. Staram się nie myśleć o tym, czy czasy bez czadorów wrócą, czy nie. Czadory to są rzeczy powierzchowne i nieistotne. Ważne jest to, co się dzieje w głębi - że kobiety wyszły z domów, że pracują, że studiują na uniwersytetach. Dla mnie to jest prawdziwa rewolucja. Iran naprawdę się zmienia.

Bardzo dziękujemy za pomoc w zrealizowaniu tego materiału Ewelinie Daniel, Karolinie Ziębie, Markowi Smurzyńskiemu i Tumadżowi Tahbazowi

Źródło: Wysokie Obcasy


Wolowina w sosie z kielkami cieciorki


z karty pamieci i notatnika:

skladniki:

  1. porcja wolowiny bk (jak na gulasz)
  2. filizanka kielkow cieciorki
  3. lyzka przecieru pomidorowego
  4. lyzeczka harissy
  5. filizanka kielkow z soczewicy

wolowine pokroilam w zgrabne kawalki, rozgrzalam olej i wrzucilam wolowine, 

po chwili dodalam przecier i harisse, rozmieszalam i przesmazylam razem z miesem, podlalam niewielka iloscia wody, i dusilam mieso przez jakies pol godziny moze czterdziesci minut (uwaga zeby sos nie znikl, moze byc konieczne podlanie wiecej wody)

wrzucilam oplukane kielki z cieciorki, dusilam jeszcze jakies 15 minutek

wylozylam na cieple talerze, z wierzchu posypujac kielkami z soczewicy

Kremik z soczewicy


z karty pamieci i notatnika:

skladniki:

  1. filizanka soczewicy (dalam zielona bo akurat taka mialam w domu)
  2. pol cebuli
  3. lyzka oleju z oliwek
  4. lyzka przecieru pomidorowego
  5. lyzeczka harissy
  6. sol do smaku
  7. kielki soczewicy do przybrania

drobno posiekana cebule zeszklilam na oleju, wrzucilam namoczona przez godzine soczewice i smazylam az resztki plynu odparowaly, dodalam przecier i harisse, przesmazylam razem, zalalam woda, ugotowalam do miekkosci

zdjelam z ognia, zmiksowalam na gesta zupke, z powrotem wstawilam na ogien i doprowadzilam do wrzenia, doprawilam sola i jeszcze troche harissy

w miseczce posypalam swiezymi kielkami 

smacznego