sobota, 24 stycznia 2009

O brother, where art thou? Bracie, gdzie jestes?

Dzisiaj po raz pierwszy od przyjazdu (czyli od pieciu miesiecy) udalo nam sie wybrac do kina. Nie zebysmy jakos specjalnie planowali to wyjscie. Poniewaz kuzyn-pizza mial przyprowadzic wlascicielke mieszkania oraz jakiegos klienta na ogladanie dostalismy rade (a raczej polecenie) zeby jakos spedzic poludnie poza domem, co by sie pod nogami nie platac. Nietypowo dla nasw weekendy  wstalismy juz o osmej rano i zamiast jak codzien zaczac od sniadania zaczelismy od wyjscia z domu. Nie co dzien przeciez mamy nie tylko ze wolny dzien ale mamy okazje wreszcie gdzies wyjsc poprostu dla przyjemnosci.
Zaczelismy od sniadania: mielismy isc do kafeterii ale zainteresowal nas McDonalds poniewaz reklamowali nowe muffinki (a dzis przeciez muffinkowa sobota, tyle ze ja piec nie moge). No wiec nietypowo nie wzielismy kawy (ta McDonaldsowa jest bleee) ale Earl Greya a do niego muffinki z jagodami. Jak na ogol jedzenie McDonaldsowe nie nalezy do moich ulubionych to te muffinki bardzo mi smakowaly (az szkoda ze nie moge zrobic takich w domu).
Na piciu herbatki i jedzeniu muffinkow oraz czytaniu gazet spedzilismy czas do jedenastej, po czym zaczelismy kombinowac co dalej. Pogoda nie zachecala do spacerow, a poza tym aparat zostal zapomniany w domciu wiec i moje plany fotograficzne ponownie poszly w kat (a juz od pieciu miesiecy sie wybieram na cmentarz Pere Lachaise). 
Niedaleko nas miesci sie male kino, ale malzonek jakos nie bardzo byl chetny na ogladanie filmow. Koniec koncow namowilam go, zeby chociaz isc zobaczyc co daja. No i okazalo sie ze wlasciwie to specjalnie wyboru nie ma, ale Maz (jako ze zwraca uwage na wszelkie obnizki i promocje) wypatrzyl ze jezeli wejdziemy przed dwunasta to bilet bedzie tanszy, po szesc euro od lebka. Jednomyslnie odrzucilismy wszelkie propozycje dla dzieci i mlodziezy i zainteresowal nas film "O brother where art thou" poniewaz jak sie doczytalismy w opisie mial byc o kolesiach uciekajacych z wiezienia.
Seans zaczal sie od wprowadzenia, przyszla kobitka oraz dwoch panow (okazalo sie ze jeden z zawodu jest rezyserem drugi-aktorem) i przez kilkanascie minut gadali o historii filmu, braciach Coen, o Missisipi, latach 30 ubieglego wieku i tym podobnych. W koncu zaczelam sie niecierpliwic, poniewaz przyszlam na film a nie na pogadanki. W kazdym razie pogadanka sie skonczyla a film zaczal. Od razu sie ucieszylam poniewaz okazalo sie, ze jest z oryginalna sciezka dzwiekowa (nie zdubbingowany) a z francuskimi podpisami.
Jak juz wspomnialam rzecz dzieje sie w latach 30 ubieglego wieku (tzn XX wieku) w Stanie Missisipi. Trzech kumpli ucieka z wiezienia i rusza w podroz, za nimi goni szeryf w czarnych okularach i psem u boku. W jednej z glownych rol pojawil sie George Clooney. Film jak film, troche powolny, bez jakichs wielkich "akcji" (dosc nietypowo jak na film braci Coen) ale wciagajacy. Z ciekawym poczuciem humoru i ujeciem problemow spolecznych tamtego okresu (np Ku Klux Klan i nienawisc do czarnych). Podobno troche bazowany na Odysei Homera (fakt glowny bohater ma na imie Ulisses i ucieka z wiezienia zeby zapobiec ponownemu malzenstwu bylej zony, a na drodze spotyka wiele problemow np syreny [robiace pranie nad rzeka] czy jednookiego bandyte podajacego sie za sprzedawce Biblii [cyklop?], ktory potem ich okrada).   Co tez dziwne oprocz "syren" i "Penelopy" czyli zony Ulissesa, kobiety prawie nie pojawiaja sie w historii, chyba ze jako postaci dalszoplanowe.
Ale muzyka... Ojej naprawde dla muzyki warto bylo isc na ten film: troche country i cos w stylu negro spirituals, no  i bluegrass. Styl ktory "chodzi za mna" od dziecinstwa...
A piosenka Man of constant sorrow chodzi za mna od momentu kiedy wyszlismy z kina. Do tego stopnia, ze przeprowadzilam przyspieszone poszukiwania internetowa i voila:
i teraz tylko spiewam razem z nimi:
(In constant sorrow through his days)

I am a man of constant sorrow 
I've seen trouble all my day. 
I bid farewell to old Kentucky 
The place where I was born and raised. 
(The place where he was born and raised)

For six long years I've been in trouble 
No pleasures here on earth I found 
For in this world I'm bound to ramble 
I have no friends to help me now. 

(He has no friends to help him now) 

For I'm bound to ride that northern railroad 
Perhaps I'll die upon this train. 

(Perhaps he'll die upon this train.) 

Maybe your friends think I'm just a stranger 
My face you'll never see no more. 
But there is one promise that is given 
I'll meet you on God's golden shore. 

(He'll meet you on God's golden shore.)
Wiecej o filmie i jego realizacji mozna poczytac na stopklatce

Brak komentarzy: