niedziela, 17 maja 2009

17 maja dzien czterdziesty (40.)

Dzisiaj taki ladny kolejny dzien diety South Beach. Mimo pewnych zalaman po drodze, wydarzen zywieniowych w postaci galki lodow na dwoje podczas zjazdu czy lyzeczki czekolady na chandre albo wyjscia na crepes z nutella o polnocy, nadal idziemy naprzod.

U  mnie sa to juz przeszlo 7 kilo zywej wagi mniej, oraz o 21  i 13 centymetrow mniej w roznych waznych miejscach ;) U Kulka 5 kilo mniej oraz odpowiednia 10 i 8 cm mniej w odpowiednich miejscach.

Ze tak powiem, idziemy jak burza ;)

Ja tez od niedawna zaczelam cwiczyc - utrata wagi spowodowala, ze duzo latwiej mi zejsc i wejsc po schodach do nas na trzecie pietro, z reszta teraz juz nie chodze a biegam (co moj Malzonek przytomnie zauwazyl, ze nie wloke sie kilkadziesiat metrow za nim jak wczesniej bywalo  a chodze rownie szybko jak on). Do tego zaczelam cwiczyc: codziennie gimnastyka ogolnorozwojowa, zestaw cwiczen na brzuszek "6 Weidera", do tego mala forma taichi oraz co kilka dni powtorka z karate (echh jak mi brakuje regularnych treningow). Maly sie tylko podsmiewa bo wedlug niego wszystko robie nie tak, tyle ze on ciagle zapomina, ze ja cwiczylam karate naprawde tradycyjne "Okinawa shorin-ryu" a nie nowoczesne karate sportowe, ktore dla odmiany trenowal on. Tak wiec na przyklad nasze techniki wykonania kopniec dosc sie roznia ;) Tak samo a raczej przede wszystkim roznia sie kata, jakich sie uczylismy :) 

Ja niestety duzo pozapominalam wiec na razie udoskonalam moje fukyugata ichi. Ale powoli przypominam tez sobie Naichanchi shodan a potem zamierzam sie zabrac za fukyugata ni i nastepne. Znalazlam nawet dojo naszej organizacji (World Oshu-Kai Japan Okinawa Shorin-Ryu Karatedo) w Paryzu, ale ze troche daleko od nas, wiec nie wiem kiedy sie wybiore w odwiedziny.

Dosc trudno sie cwiczy kihon i kopniecia w naszym malutki mieszkanku, ale jakos jak dotad mi sie to udaje, aczkolwiek z pewnymi ograniczeniami. Znalazlam akurat tyle miejsca ze jestem w stanie wykonac i kata (co prawda prawie w miejscu) i kopniecie bez szkody dla zadnych rzeczy, ktore moglyby spasc, potluc sie etc.

Anyway do wymarzonej wagi jeszcze duzo, wiec i sily i samozaparcia bedzie mi potrzeba.

1 komentarz:

Mar pisze...

Ech... ja już zapomniałem jak się robi fukyugata ichi... Naihanchi shodan niby pamiętam, ale to już nie to co kiedyś. Muszę wrócic do cwiczeń, ale to trudne gdy nie ma mnie w domu po 12 godzin dziennie. Psi los barmana w podupadłym barze ;)
Hm. 40. dzień, mówisz... Chyba wdepnęłaś mi na ambit, siostrzyczko, i spróbuję znowu diety. :)

Uściskaj ode mnie małża.