niedziela, 30 sierpnia 2009

Ruz Djerbi

Ruz Djerbi jest regionalna potrawa z Dzerby (wysepka nalezaca do Tunezji, znana w szczegolnosci z tego, ze jest na niej duza mniejszosc zydowska, oraz slynna synagoga la Ghriba). Oczywiscie moze byc podawany w roznych wariacjach w zaleznosci od dodanych skladnikow ale esencja tej potrawy jest ryz, wymieszany z zielenina (szpinak, pietruszka) z dodatkiem miesa lub ryb czy tez krewetek, gotowany na parze w kesie (naczynie do gotowania kuskusu).

Przed wyjazdem do Tunezji nie znalam tej potrawy. Jednakze mialam okazje jej sprobowac wlasnie na Djerbie dokad uciekalismy z mezem po to zeby odpoczac od nadmiaru wrazen rodzinny i pobyc troche tylko ze soba nawzajem bez dodatkowych straznikow. I voila oto Ruz Djerbi jaki zjadlam w malej restauracyjce w miescie Hemt Souk.

Jak widac ryz przyozdobiony jest merguezami, jajkami gotowanymi na twardo i miesem w sosie pomidorowo-harissowym (charakterystycznym dla potraw z Tunezji).

Ostatnio moj malzonek wykazal sie inicjatywa i przygotowal mi tenze ryz na Iftar. Z kurczakiem i krewetkami i oczywiscie merguezami i jajkami na wierzchu.

a wiec skladniki:

  • pol kilo ryzu
  • peczek szpinaku
  • peczek pietruszki zielonej
  • 2-3 lyzki przecieru pomidorowego
  • lyzka harissy
  • lyzka ras el hanout
  • piers z kurczaka pokrojona w kosteczke
  • krewetki obrane z pancerzykow
  • 2 srednie ziemniaki
  • duza cebula
  • kilka zabkow czosnku
  • kilka kielbasek merguez do przybrania
  • 2 jajka ugotowane na twardo
  • oliwa z oliwek
  • sol do smaku

Zielenine pokroil drobno. Dodal do niej obrane, umyte i pokrojone w drobna kosteczke ziemniaki, pokrojona w kosteczke cebule, pokrojony czosnek, piers z kurczaka pokrojona w kosteczke, krewetki pokrojone na mniejsze kawalki, wsypal ryz, dodal przecier, harisse i przyprawy. Calosc polal kilkoma lyzkami oliwy i wszystko dokladnie wymieszal (lapkami).

Calosc nalozyl do kesy i ustawil na garnku z gotujaca sie woda. Ryz gotuje sie jakies pol godziny-40 minut, ale tez duzo  zalezy od skladnikow (jezeli dajemy np czerwone mieso warto je wczesniej podsmazyc a potem wydluzyc czas gotowania ryzu). 

Merguezy podsmazyl na patelni, jajka ugotowal na twardo, obral ze skorupek i pokroil na osemki.

Ugotowany ryz wylozyl na polmisek formujac zgrabny kopczyk, na wierzch ulozyl mergezy i jajka (jak na zdjeciu z restauracji).

Calosc byla przepyszna, troche sucha - ale niestety jest to charakterystyczne dla tej potrawy ze jest sucha. Mozna juz po ugotowaniu przygotowac wieksza porcje sosu na cebulce z czosnkiem z dodatkiem przecieru i harissy i gotowym sosem polac ugotowany ryz i wymieszac. Ale i tak warto sie zaopatrzyc w "przepychacze" w postaci soku albo jakiegos napoju gazowanego (Boga Cidre ;) )

a P.S.:

proporcje sa na 3 osoby + dokladka ;)

sobota, 29 sierpnia 2009

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do Paryza

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do... Paryza

nie zartuje

Przy tak duze mniejszosci muzulmanskiej poprostu to wychodzi samo przez sie. Moze nie slychac muezzina, ale organizacja jest pierwszorzedna: w kazdym sklepie mozna dostac rozpiske z godzinami rozpoczecia i zakoczenia postu, godziny modlitw. Supermarkety rozszerzaja swoje oferty produktow halal: u nas w supermarkecie do tej pory byl jeden rodzaj wedliny z certyfikatem, w Ramadanie pojawilo sie kilka rodzajow wedlin, mortadela, kurczak halal, do tego rozne arabskie przyprawy, makaron typu szorba (w ksztalcie ryzu). Meczety organizuja spotkania, modlitwy taraweeh itp.

Wiele barow i restauracji wysyla pracownikow na przymusowy urlop, bo najnormalniej w swiecie zamykaja sie na czas Ramadanu, moze w drugiej polowie lub na ostatnie 10 dni sie otworza, ale to tez moze, w zaleznosci od zapotrzebowania (czyli tego w jakim kwartierze sie mieszcza, w jakiej okolicy - w zaleznosci od tego jaki procent mieszkancow to muzulmanie).

Po okolicy latwo poznac jakie narodowosci gdzie mieszkaja: w pewnym oknie zobaczylam egipska lampe Ramadanowa!!!

My jak zwykle poscimy. Jakos po modlitwie Asr zaczynamy szykowanie Iftaru - posilku przerywajacego post. Korzystamy z tego ze jestesmy rodzina mieszana i na naszym stole pojawiaja sie potrawy zarowno polskie jak i tunezyjskie: tak wiec po zupie pieczarkowej jemy tagine, rosol drobiowy z makaronem lacze z ruz djerbi na drugie danie, tunezyjska szorbe bil krevett z polskimi pierogami z miesem, zupe gulaszowa  z brikiem. Moj maz bardzo lubi polska kuchnie (oczywiscie bez swinki :) ). Jego rodzina takze chetnie probuje nowych rzeczy, ale potem mowia, ze jednak ta polska kuchnia taka bez smaku (bo bez harissy). Moj maz nie narzeka. Zjada wszystko co mu podam. Czasami smiejemy sie ze z mojej reki zjadlby i trucizne ;)

Post zawsze przerywami daktylami, moj maz pije lbn, ja wode. Potem moment na zupe i idziemy sie pomodlic. Po modlitwie drugie danie.

Potem z filizanka kawy lub herbaty w lapce siadamy przed komputerem i wlaczamy arabska telewizje: ogladamy jakis serial podjadajac cos slodkiego.

I czas wyjsc. Maz idzie na modlitwe taraweeh. Ja nie. Po zeszlorocznych doswiadczeniach nie mam najmniejszej ochoty isc do zatloczonej i zle wentylowanej sali dla kobiet. Rok temu bylam swiadkiem jak jedna z kobiet zaslabla. Ja sama musialam sie od ktoregos momentu modlic na siedzaco bo bylo duszno i goraco a mi sie nogi uginaly. Dlatego w tym roku powiedzialam mezowi, zeby chodzil sam. Z reszta od czasu lutowej przeprowadzki meczet z sala dla kobiet jest daleko, nie na moje sily zeby isc pieszo, a znowu nie ma sensu brac samochodu bo nie byloby gdzie zaparkowac. Tak wiec gdy moj maz idzie do meczetu ja zostaje w domu: czytam, surfuje po necie, modle sie Isha w samotnosci. Wieczorna samotnosc przy modlitwie sprzyja kontemplacji, pomaga w rozmowie z Bogiem, dluzej siedze robiac duaa, robiac zikr, czytam Koran.

Potem wraca maz, siadamy razem do stolu jedzac cos lekkiego: salatke, owoce, Amor palaszuje swoja ulubiona psise. Amor leci do komputera a ja wsadzam nos w ksiazke. Ostatnio przeczytalam po francusku jeden z tomow o Herculesie Poirot Agaty Christie - La mort dans les nuages, kolejne ksiazki czekaja w kolejce na polce. Brakuje mi ksiazek po polsku. Owszem mam dostep do wersji multimedialnych, ale to jednak nie jest to samo co prawdziwa papierowa ksiazka w lapce.  Musze zadowolic sie czytaniem po francusku, a musze pochwalic sie ze idzie mi to coraz lepiej.

W ten sposob doczekujemy do czasu przed Fajr: zjadamy sahur- mleko z platkami, psisa dla Amora, owoce, trzeba oczywiscie dopic sie na zapas. A potem idziemy spac zeby wstac w okolicach 11. Amor leci do pracy, ale restauracja nie funkcjonuje w Ramadanie normalnie, w zasadzie to nie pracuja, ale chca zeby chociaz wpasc i sie przypomniec, bo jak pojawia sie klienci to warto zeby jakis pracownik byl na miejscu. Ja zostaje w domu: czytam, sprzatam, surfuje w internecie, aktualnie tez nie mam zadnego zajecia bo i firma majac klientow muzulmanow nie ma zlecen, a brak zlecen oznacza brak pracy dla mnie. I tak jakos mija mi dzien. Potem wraca Amor, szykujemy iftar, i tak powoli uplywaja nam kolejne dni Ramadanu...

Manty po Uralsku

Chcialam zrobic cos nowego do jedzenia na iftar, maz mi marudzil o polskie ewentualnie tatarskie/okoliczne przepisy (nie wiem skad mu sie to bierze ale bardzo interesuje sie tatarami) a akurat Smok pokazal zdjecia jak z zona przygotowywali manty po uralsku (rodzaj koldunow, duzych pierogow gotowanych na parze). Kulkowaty lubi pierogi a jeszcze nie robilam mu z miesem, a tu nowa wielkosc, nowa forma, i na dodatek od znajomego tatara - maz byl na to jak na lato. Jedno co mu nie podpasilo to pomysl z polewaniem maslem, wiec wprowadzilam zmiane i podalam z sosem tzatziki i bardzo mu to smakowalo.
Zacznijmy od skladnikow (ja robilam z polowy porcji):
  • 1 kg miesa wolowego mielonego (chudego)
  • 1-1,5 kg maki pszennej 
  • kilka duzych ziemniakow
  • 2 jaja
  • 0,3 litra mleka
  • 100 gram masla
  • sol i pieprz.

Ziemniaki obrac i umyc, pokroic w drobna kosteczke (naprawde drobna), dodac do miesa, posolic, popieprzyc i dokladnie wymieszac.

Maslo rozpuscic w goracym mleku (ja poniewaz nie oplacalo mi sie kupowac masla dla 100 gram uzytych w przepisie dalam olej) nie gotowac.

Wbic jaja do maki, posolic, zalac mlekiem z tluszczem, wyrobic gladkie ciasto - uwaga poczatkowo sie lepi do rak 

Ciasto rozwalkowac na grubosc ok 2-3 mm, wykrajac duze kola (srednicy 10-12 cm) nakladac porcje farszu, zakleic (nie umialam na podstawie zdjec Smoka odtworzyc dokladnie ksztaltu jaki powinny osiagnac wiec zrobilam w postaci zlepionych u gory sakiewek) i ukladac w naczyniu do gotowania na parze ( ja uzylam kesy - garnka do gotowania kuskusu: na dol dalam wode do gotowania, gore posmarowalam pedzelkiem olejem co by manty nie przywieraly i poukladalam do gotowania ). Gotowac 45minut do godziny (uwaga ciasto powieksza objetosc wiec nie ukladac zbyt scisle kolo siebie).

Podawac z miseczka roztopionego masla, ktorym polewamy nadzienie po przegryzieniu ciasta.

smacznego.

Mi z polowy porcji wyszlo 15 duzych mantow. Ugotowalam polowe, no prawie bo 7 a reszte wlozylam do zamrazarki. Porcja skladajaca sie z 3 spokojnie wystarczyla mojemu mezowi a ja z trudem zjadlam dwa. Do nich zrobilam ulubiony przez Kulkowatego sos tzatziki:

  • spory ogorek starty na tarce
  • jogurt naturalny (gesty, grecki, z braku dostepnosci mozna w ostatecznosci uzyc serka homogenizowanego)
  • 2 zabki czosnku drobno pokrojone
  • sol pieprz do smaku

wszystko razem wymieszac, doprawic odstawic do przegryzienia.

Wyszlo pycha, zdjecia na razie sa w aparacie, bo nie chce mi sie kupic baterii zeby je sciagnac na komputer. Inshallah na dniach wrzuce i zdjecia.

EDIT 23. 09.2009

wtorek, 25 sierpnia 2009

Powrot z wakacji i Ramadan

Z wakacji wrocilismy praktycznie na ostatnia chwile, dziewietnastego sierpnia na wieczor. Najgorsze oczywiscie bylo, ze tak naprawde do ostatniej chwili nie wiadomo kiedy Ramadan sie zacznie, 21 czy 22. Ale chwala Bogu pierwsze dni mamy juz za soba.

Powoli porzadkuje zdjecia, kartki pocztowe i pamiatki z wyjazdu. Przepraszam ale z braku internetu nie udalo sie nic wczesniej napisac- ale obiecalam, relacja sie pojawi. Szuejja szuejja. Tez sie tego nauczylam od tunezyjczykow. ;)

No wiec Ramadan sie zaczal. Obydwoje jak zwykle poscimy. Iftar w tym roku roznorodny: zaczelam nie po arabsku: pierwszego dnia nalepilam mantow (cos w rodzaju pierogow) po uralsku (Smoku dziekuje za przepis) i czesc poszla do zamrazalki, na drugi i trzeci dzien zrobilam pieczarkowa. Do tego oczywiscie spora porcja salatki i owoce. Post obowiazkowo moj maz przerywa lbnem i daktylami, ja, ze niemleczna woda i daktylami. I tak jakos leci.

Dzisiaj moj maz wyzywa sie kulinarnie robi tagine z krewetkami oraz ruz djerbien z kurczakiem, krewetkami i merguezami. (przepisy pojawia sie obiecuje)