środa, 14 stycznia 2009

Muhammad Yunus tworca "banku dla ubogich"

Człowiek, który zaprasza cały świat do kradzieży swoich
pomysłów

Idąc na spacer z Muhammadem Yunusem po jakiejkolwiek wiosce w Bangladeszu, będziemy się czuć, jakbyśmy maszerowali po czerwonym dywanie z gwiazdą Hollywood. Wszyscy go tam znają z niekłamaną radością witają. Jest idolem. Przede wszystkim ludzi biednych. Ci, którzy znają Muhammada Yunusa, zgodnie twierdzą, że prowadzi skromne, proste życie w stolicy Bangladeszu Dhace. Ale tak naprawdę o nim samym wiadomo bardzo niewiele. Media rozpisują się przede wszystkim o jego dziele - Grameen Banku, czyli banku dla ubogich, i stworzonym przez niego systemie mikropożyczek.
- Sporo gestykuluje, często się uśmiecha. Jest niewysoki, wygląda na pięćdziesiąt lat - tak o Muhammadzie Yunusie mówi Tomasz Sadowski, założyciel i prezes polskiej Fundacji Barka. Kiedy poprawiam go, bo z życiorysu Bengalczyka wynika, że ma 66 lat, Sadowski uśmiecha się: "No właśnie. Wygląda dużo młodziej". Polak poznał noblistę trzy lata temu w Bangladeszu.
Pierwsze pożyczki Wiadomo, że Yunus urodził się w średniozamożnej rodzinie muzułmańskiej. Jest trzecim z czternaściorga rodzeństwa, z którego piątka zmarła w dzieciństwie. Jego ojciec był rzemieślnikiem produkującym wyroby ze złota. Na wykształcenie syna nie żałował pieniędzy. Jednak największy wpływ na niego miała matka. "Zawsze pomagała biednym, którzy pukali do drzwi naszego domu" - wspomina noblista.
Z jego oficjalnej noty biograficznej wynika, że jako stypendysta Fulbrighta zrobił doktorat w Stanach Zjednoczonych. Mając 33 lata, Yunus wrócił do Bangladeszu i objął katedrę ekonomii na uniwersytecie w rodzinnym Chittagong. W tym czasie (podobnie jest i teraz) w jego kraju prawie połowa ze 140 milionów mieszkańców żyła w nędzy. - Na ulicy ludzie umierali z głodu, a ja nauczałem eleganckich teorii z ekonomii. Zaczynałem nienawidzić siebie za stwarzanie pozorów. Profesorowie uniwersytetu są tacy inteligentni, ale zazwyczaj niewiele wiedzą o otaczającej ich biedzie - mówi Yunus. Ponoć nigdy nie dał pieniędzy żebrakowi na ulicy. "Źle się czuję, czasami nawet okropnie, gdy odmawiam datku na ulicy, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie" - powiedział agencji Reuters. Tym, co zmieniło życie Yunusa, były wycieczki ze studentami do wsi leżących wokół Chittagong. Rozmawiali tam dużo z biedakami. Podczas jednej z takich wypraw do wioski Jobra poznał grupę kobiet wyplatających przedmioty z bambusa. Dowiedział się, że kobiety kupowały surowiec na kosze czy meble za pieniądze pożyczone od pośredników. Procent był wysoki, a po sprzedaży wyrobów zostawały im po prostu grosze. Postanowił więc, że z własnej kieszeni udzieli im pożyczki. Za równowartość 27 dolarów grupa kobiet z Jobry kupiła bambus do wyplatania swoich wyrobów i tym samym zrezygnowała z usług drogich pośredników. Pożyczka została zwrócona profesorowi w ciągu roku. Był rok 1974.
Dziewięć lat później założony przez Muhammada Yunusa Grameen Bank otrzymał wymaganą
prawem dla instytucji finansowych bankową licencję. Swoją działalność rozpoczął od pożyczania niewielkich kwot, równowartości około dwudziestu dolarów. Jego klientkami były głównie kobiety. Kredyt pozwał im na zakup używanej maszyny do szycia lub kozy, dzięki nim mogły pracować i wyżywić rodzinę. I tak pozostało do dziś. Nadal 97 procent kredytów Grameen Bank udziela właśnie kobietom. Dotychczas pożyczył łącznie 5,7 miliarda dolarów. Dwa tysiące oddziałów Na swojej stronie internetowej założyciel banku tak wyjaśnia różnicę między jego instytucją a firmami komercyjnymi: "Tradycyjne banki należą zwykle do bogatych mężczyzn. Grameen Bank należy do ubogich kobiet. Głównym celem tradycyjnych banków jest maksymalizacja zysków. Zadaniem Grameen Banku jest dostarczenie usług finansowych ludziom ubogim, głównie kobietom, po to by mogły walczyć z biedą". Eksperci podkreślają, że w Grameen Banku niemal nie istnieją niespłacone kredyty, mimo że on pożycza pieniądze ludziom, którzy nie mają żadnych zabezpieczeń finansowych. System pożyczek oparty jest na spłatach honorowych. Bank prawie nie ma oddziałów w miastach. Ponad dwa tysiące jego placówek znajduje się w wioskach Bangladeszu.
By zrozumieć fenomen Grameen Banku, należy choć trochę poznać rzeczywistość, w której działa. Tomasz Sadowski tydzień z jedenastodniowego pobytu w Bangladeszu, przed trzema laty, spędził w tamtejszych wioskach. Wraz z grupą osób zaproszonych przez międzynarodową organizację Ashoka, której członkiem jest również noblista, przyglądał się działalności Grameen Banku. Ashoka pomaga merytorycznie i finansowo wyjątkowym osobowościom, które mają pomysły, jak rozwiązać najtrudniejsze problemy społeczne dzisiejszego świata, na przykład ubóstwo, niedożywienie. Zdaniem Sadowskiego modelu Grameen Banku nie da się wprost wprowadzić w Europie:- U nas część tych drobnych pożyczek zatopiona zostałaby w alkoholu. Tam się nie pije. Nikt też nie przegania kobiety, która przy drodze sprzedaje mleko prosto od kozy. W Europie to jest nie do pomyślenia. Tu są inne warunki, prawne wymogi sanitarne, a wiele usług zostało po prostu wyeliminowanych. Osoby, które znają Yunusa, twierdzą, że nie było mu łatwo do swojej idei przekonać innych. Miał nawet wielu przeciwników, którzy chcieli, by przestał mieszać w ekonomii ich kraju. Swoją ideę rozpowszechniał jednak za granicą. "Zapraszam każdego do kradzieży mojego pomysłu" - mówił np. przed rokiem w niemieckiej stacji radiowej ARD. Być może właśnie taki apel usłyszała żona byłego prezydenta USA Hillary Clinton i pojechała do Bangladeszu. Z zachwytem przyglądała się działalności Grameen Banku, co zaowocowało nieoczekiwaną współpracą. Muhammad Yunus pomógł Clintonom wprowadzić system mikrokredytów dla najuboższych mieszkańców... amerykańskiego stanu Arkansas.
Telefony biednych
Nie tylko sławnych i wielkich polityków stara się noblista zarazić swoimi pomysłami, ale także duże międzynarodowe korporacje. Jego ostatnie przedsięwzięcie to spółka z francuskim partnerem Grameen Danone Foods Ltd. W przyszłym miesiącu w Bangladeszu uruchamia ona
fabrykę tanich produktów mlecznych. Mleko dostarczane ma być przez okolicznych farmerów, którzy pieniądze na zakup krów i kóz pożyczyli właśnie z Grameen Banku. Od kilku lat też działa GrameenPhone, jako spółka Grameen Banku z norweską firmą Telenor. Tym razem pomysł polega na kredytowaniu zakupu prostych telefonów komórkowych (ładowanych na baterie słoneczne). Kupują je kobiety w wioskach Bangladeszu i wykorzystują jako narzędzie pracy, odpłatnie udostępniając innym mieszkańcom.
Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że Muhammad Yunus zapowiedział, że pieniądze z Nagrody Nobla przeznaczy na rozwój przedsięwzięć grupy Grameen.
ALEKSANDRA BIAŁY
Artykul pochodzi z Rzeczpospolitej


Ummah Films- Szukanie malzonka online...

Zupa czosnkowa

Dzis kolejny zimny dzien...

Podczas lunchu wykazal sie Kulkowaty Maz i znowu zrobil chubza marfoussa (wiec udalo mi sie cyknac fotke, ktora umiescilam przy przepisie). Lunch jedlismy dzisiaj wczesnie a potem znowu latanie...

Wiec trzeba bylo zrobic cos mocno rozgrzewajacego na obiad. I w ten sposob pojawila sie zupa czosnkowa... Jest to jedna z zup, ktore sa proste w wykonaniu i gotowe w pol godziny. Ma intensywny smak i zapach czosnku, mieszajacy sie z delikatnym zapachem majeranku... Mocno rozgrzewa i "napycha" brzuszek, po niej drugie danie juz wydaje sie niepotrzebne...

Skladniki:

  1. 16 zabkow czosnku
  2. srednia cebulka
  3. 2-3 kromki chleba
  4. bulion (moze byc z kostki)
  5. pieprz, ziele angielskie, lisc laurowy, gozdziki
  6. zoltko
  7. sol, pieprz, majeranek do smaku

Zaczelam od bulionu: na litr wody dalam kostke rosolu wolowego (rosol nie powinien byc zbyt intensywny zeby nie przycmil smaku czosnku), wrzucilam kilka ziarenek pieprzu, ziela angielskiego, lisc laurowy i kilka gozdzikow, zostawilam pod przykryciem na minimalnym grzaniu, zeby bulion przeszedl przyprawami.

Cebulke drobno posiekalam, zezlocilam na oliwce, dodalam pokrojony w kosteczke chleb i drobno posiekana polowe czosnku , wszystko razem podsmazylam. Gdy chleb osiagnal zloty kolor, zalalam odcedzonym bulionem, zagotowalam. Zostawilam na jakies 20 minut na malutkim grzaniu zeby sie delikatnie gotowalo.

W tym czasie posiekalam reszte czosnku. A nastepnie po tych mniej wiecej 20 minutkach dodalam czosnek, i duza szczypte majeranku, wczesniej roztarta miedzy dlonmi zeby wydobyc aromat. Wszystko dokladnie wymieszalam, rozcierajac chochla o scianki garnka, zeby chleb sie dokladnie rozpadl.  Gdy caly czosnek byl juz miekki, dodalam zoltko rozprowadzone z odrobina zupy i wszystko dokladnie wymieszalam, doprawilam do smaku sola i pieprzem Po chwili zupa byla gotowa i moglam ja podac na stol.

Voila!

Jest to moja kolejna propozycja na festiwal zupy...

Zimowy Festiwal Zupy 10.01.2009 - 20.01.2009