sobota, 2 maja 2009

Nowa hodowla

Soczewica 


Jak widac pierwsza porcja (rozpoczeta 2 dni temu) juz kielkuje. Dzisiaj dalam kolejna, zeby zachowac ciaglosc i zawsze miec swierze kielki.

Cieciorka 


Tutaj tez juz pierwsza porcja kielkuje a dzisiaj dolozylam kolejna. Z tego, co czytalam kielki cieciorki przed jedzeniem warto poddusic lub podgotowac.

Mosli


Wczoraj rodzice przyjechali na weekend z Rouen. Trzeba wiec bylo zrobic cos, co im by smakowalo, a jednoczesnie nadawalo dla nas w ramach kontynuacji diety.

Padlo na mosli. Juz kiedys pokazywalam w wersji kurczakowej (mosli dźieź) tym razem bylo z kotletami baranimi.

A wiec potrzebne sa do tego:

  1. kotlety baranie (po jednym na osobe, u nas 5)
  2. 2 duze pomidory
  3. 2 duze ziemniaki
  4. duza cebula
  5. kilka zabkow czosnku
  6. 2 straki zielonego chili
  7. na sos: cytryna, 2 lyzki oleju, sol, pieprz, czerwona ostra papryka w proszku/harissa, ras el hanout, 2 kubki wody (mozna dac oregano, gozdziki itp)

Obrane ziemniaki kroimy w plasterki i rozrzucamy na blaszce. Cebule kroimy na cwiartki i nastepnie w spore kawalki (lu poprostu na grube polplasterki), wrzucamy do ziemniakow. Czosnek obieramy, wieksze zabki przekrajamy w pol. Chili przekrajamy wzdluz. Pomidory w osemki.  Wszystkie warzywa wkladamy na blache. Umyte kotlety ukladamy na warzywach.

W miseczce ukrecamy sos: z soku wyciesnietego z cytryny, wody, oleju i przypraw, zalewamy nim mieso i warzywa , ewentualnie dodajemy troche wiecej wody, zeby warzywa staly w sosie.

Pieczemy ok 40 minut do godziny w piekarniku (gotowalam w mieszkaniu szwagra tam piekarnik jest elektryczny, ustawilam na 200 stopni i grzanie z gory i dolu - po 40 minutach bylo gotowe).

Je sie z chlebem.

My oczywiscie w ramach diety zjedlismy mieso z cebula, czosnkiem i pomidorami, bez ziemniakow, oczywiscie nie zagryzajac chlebem. Spotkalo sie to z niezrozumieniem reszty rodziny. Caly czas tata podsuwal nam chleb, no czemu nie jecie - juz jestem zmeczona wiecznym tlumaczeniem, ze sie odchudzamy. Kula z reszta tak samo. Rodzina z jednej strony uwaza, ze w sumie Kuli odchudzanie jest potrzebne, bo na moich wypiekach osiagnal rozmiary przewyzszajace nawet te sprzed slubu (a przeciez juz przed slubem byl Kulkowaty), ale z drugiej strony niczego nie ulatwiaja, potrafia wrecz zartowac sobie z niego i wrecz wysmiewac - tzn ja to tak odbieram, ale moj maz caly czas probuje mi tlumaczyc ze to takie "arabskie poczucie humoru).

Ale pasztet... fasolowy

Zemfiroczka mnie nadal inspiruje i juz weszlo na codzien, ze kombinuje z czego by tu mozna zrobic "pasztet" bezmiesny. Tym razem padlo na fasole:

  1. 2 szklanki bialej suchej fasoli namoczonej przez noc
  2. 2 duze cebule (moje byly olbrzymie)
  3. 2 jajka
  4. sol, pieprz, duuuuzo majeranku
  5. troche oleju do smazenia

Fasole ugotowalam do miekkosci, odlalam wode i zmiksowalam dodajac troche plynu z gotowania, zeby mikser nie padl. Cebule pokroilam w srednia kosteczke, podsmazylam na zloto na oleju. Wrzucilam do pasty fasolowej razem z olejem ze smazenia. No i pojawil sie problem w postaci jak doprawic: chcialam zeby masa byla mocno fasolowa i kombinowalam czym doprawic, zeby bylo fasolowo i ziolowo - padlo na majeranek, wsypalam tak ze 2 garscie, rozcierajac w dloniach, zeby uwolnic zapach. Oczywiscie dosolilam i popieprzylam. (doprawiac trzeba mocno, zeby po dodaniu jajek smak byl odpowiednio intensywny). Na koniec wbilam jajka i dokladnie wymieszalam. Pieklam pol godzinki w moim rzechowatym piekarniku. ;)

Smakowo wyszlo niezle: mocno fasolowe i majerankowe. Troche za suche (jak zwykle). No i troche sie rozpadalo przy krojeniu (musze wykombinowac, co dodac do masy zeby byla bardziej zwarta).

Jedlismy ze swiezymy rzodkiewkami, moj slubny wzial jeszcze harissy do smaku (bo on wszystko je z harissa nawet jajka).