Dzisiaj rozpoczal sie organizowany przez mysze-klapsiare z blogu knedlik.blox.pl Tydzien Kuchni Czeskiej. Wyczekiwalam go od momentu, gdy tylko sie dowiedzialam - smaki tej kuchni towarzysza mi od dziecinstwa, kiedy razem z rodzicami co zime jezdzilismy do Republiki Czeskiej na narty.
Zupy z kminkiem, knedliki, gulasze i kapusta... I ten kminek wszedzie... Bardzo lubie te przyprawe...
Knedliki zawsze bardzo lubilam, dlatego Tydzien Kuchni Czeskiej byl dobrym pretekstem, zeby nauczyc sie je gotowac. Knedlikow, z tego co przeczytalam na internecie sa dwa rodzaje: bramborove oparte na ciescie z gotowanych ziemniakow (jak nasze kluski slaskie) oraz houskove, ktore robi sie z ciasta ze swiezym chlebem pszennym.
Na pierwszy ogien poszly bramborove, z tej oto przyczyny, ze jest to nie tylko dobra okazja do kuchni czeskiej, ale ze stesknilam sie za knedlami z owocami w srodku, a to przeciez podobne o ile nawet nie to samo ciasto (tak mi sie przynajmniej wydaje).
W internecie krazy przepis, pochodzacy podobno z ksiazki Marka Lebkowskiego "Najlepsze przepisy kuchni europejskiej". Zdecydowalam sie go wykorzystac.
Przy okazji jak zwykle wykazalam sie gapiostwem, ale o tym dalej. No wiec zaczne od zacytowania oryginalnego przepisu:
skladniki:
- ugotowane ziemniaki 50 dag
- maka pszenna 8 dag
- kasza manna 8 dag
- sol
Ugotowane i wystudzone ziemniaki przepuscic przez praske i wymieszac z reszta skladnikow i wyrobic ciasto. Z ciasta formowac podluzne walki.
Zagotowac wode, osolic, wkladac knedliki i gotowac 15-20 minut. W czasie gotowania odwracac je. Gotowe knedle wyjac i pokroic na plastry.
Podaje sie je z gulaszem albo jakims mnieskiem w sosie.
No wiec zaplanowalam wszystko od poczatku do konca. Tia... Gdy otworzylam szafke okazalo sie ze kasze manne gdzies wywialo (zdaje sie ze robilam ostatnio do sniadania) a juz bylo za pozno leciec do sklepu poniewaz w tym dzikim kraju wiekszosc sklepow zamykana jest ok 18-19. Niestety za gotowanie zabralam sie za pozno wiec nie zorientowalam sie, ze czegos mi brakuje.
Tak wiec ziemniaki wymieszalam z podwojna iloscia maki. Wszystko wygladalo, ze bedzie cacy az do momentu gotowania: nagle okazalo sie ze woda sie robi mocno ziemniaczano-ciastowa poniewaz drobinki z wierzchu zaczely odpadac. Anyway wyszlo jak wyszlo, knedliki w liczbie dwoch duzych sie ugotowaly i nawet byly zjadliwe. Trudno bylo tylko je pokroic bo byly bardzo miekkie.
No nic, powiedzialam sobie, ze jakos to bedzie... I zabralam sie za gulasz... A przynajmniej mialam taki zamiar, poniewaz zawartosc zamrazarki odbiegala od tego, co widzialam wczoraj - okazalo sie, ze moje mieso wolowe na gulasz zmienilo wlasciciela - moj Malzonek, wcielenie muzulmanskiego milosierdzia podzielil sie naszym miesem z rodzina. Tylko dlaczego akurat miesem, ktore mialam przygotowane na gulasz: pokrojone w rowna kostke, za to w zamrazarce zostala baranina - z koscia.
Ja osobiscie moge karmic wszystkich dookola, moge karmic cala rodzine i wszystkich znajomych, tylko chcialabym byc uprzedzana o fakcie zabierania czegos z lodowki, tym bardziej ze ja zakupy robie w miare zapotrzebowania i gotowanie takze planuje najmniej kilka dni naprzod.
No nic. Jak sie nie ma, co sie lubi, to sie lubi, co sie ma. Wzielam baranine i na niej zrobilam sos gulaszopodobny.
Skladniki:
- wolowina "na gulasz" - ja dalam dwa spore kawalki baraniny z kostka
- 2 srednie cebule (lub olbrzymia i mala)
- 3-4 zabki czosnku
- lyzeczka przecieru pomidorowego
- po lyzeczce papryki w proszku slodkiej i ostrej
- duza szczypta kminku (w calosci)
- duza szczypta maki
- sol, kostka rosolowa do smaku
- woda
Obrana i poszatkowana cebule zeszklilam na oleju. Dodalam mieso, posypalam maka (normalnie jak mam pokrojona wolowine to mieszam ja z maka tak, zeby maka pokryla kazdy kawalek ze wszystkich stron), podsmazylam z dodatkiem obu papryk i kminku. Dodalam przecier i podlalam woda (tak ze 3-4 szklaneczki). Doprowadzilam do wrzenia, zmniejszylam grzanie zeby lekko pyrkalo i przykrylam na godzinke od czasu do czasu mieszajac coby sie nie przypalilo.
Czosnek obralam o pokroilam w plasterki, dorzucilam do sosu, dosmaczylam kostka (wolowa aby uzupelnic smaki) i w sumie troche niepotrzebnie dodalam soli. Na malym grzaniu gotowalam jeszcze pol godzinki. (W przypadku wolowiny gotuje minimum 2-3 godziny w calosci, baranina tyle nie wymaga).
Knedliki z duzym trudem pokroilam na plasterki i rozlozylam na talerze. Podalam z mieskiem i polalam obficie sosem.