sobota, 29 sierpnia 2009

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do Paryza

chcesz poczuc Ramadan? przyjedz do... Paryza

nie zartuje

Przy tak duze mniejszosci muzulmanskiej poprostu to wychodzi samo przez sie. Moze nie slychac muezzina, ale organizacja jest pierwszorzedna: w kazdym sklepie mozna dostac rozpiske z godzinami rozpoczecia i zakoczenia postu, godziny modlitw. Supermarkety rozszerzaja swoje oferty produktow halal: u nas w supermarkecie do tej pory byl jeden rodzaj wedliny z certyfikatem, w Ramadanie pojawilo sie kilka rodzajow wedlin, mortadela, kurczak halal, do tego rozne arabskie przyprawy, makaron typu szorba (w ksztalcie ryzu). Meczety organizuja spotkania, modlitwy taraweeh itp.

Wiele barow i restauracji wysyla pracownikow na przymusowy urlop, bo najnormalniej w swiecie zamykaja sie na czas Ramadanu, moze w drugiej polowie lub na ostatnie 10 dni sie otworza, ale to tez moze, w zaleznosci od zapotrzebowania (czyli tego w jakim kwartierze sie mieszcza, w jakiej okolicy - w zaleznosci od tego jaki procent mieszkancow to muzulmanie).

Po okolicy latwo poznac jakie narodowosci gdzie mieszkaja: w pewnym oknie zobaczylam egipska lampe Ramadanowa!!!

My jak zwykle poscimy. Jakos po modlitwie Asr zaczynamy szykowanie Iftaru - posilku przerywajacego post. Korzystamy z tego ze jestesmy rodzina mieszana i na naszym stole pojawiaja sie potrawy zarowno polskie jak i tunezyjskie: tak wiec po zupie pieczarkowej jemy tagine, rosol drobiowy z makaronem lacze z ruz djerbi na drugie danie, tunezyjska szorbe bil krevett z polskimi pierogami z miesem, zupe gulaszowa  z brikiem. Moj maz bardzo lubi polska kuchnie (oczywiscie bez swinki :) ). Jego rodzina takze chetnie probuje nowych rzeczy, ale potem mowia, ze jednak ta polska kuchnia taka bez smaku (bo bez harissy). Moj maz nie narzeka. Zjada wszystko co mu podam. Czasami smiejemy sie ze z mojej reki zjadlby i trucizne ;)

Post zawsze przerywami daktylami, moj maz pije lbn, ja wode. Potem moment na zupe i idziemy sie pomodlic. Po modlitwie drugie danie.

Potem z filizanka kawy lub herbaty w lapce siadamy przed komputerem i wlaczamy arabska telewizje: ogladamy jakis serial podjadajac cos slodkiego.

I czas wyjsc. Maz idzie na modlitwe taraweeh. Ja nie. Po zeszlorocznych doswiadczeniach nie mam najmniejszej ochoty isc do zatloczonej i zle wentylowanej sali dla kobiet. Rok temu bylam swiadkiem jak jedna z kobiet zaslabla. Ja sama musialam sie od ktoregos momentu modlic na siedzaco bo bylo duszno i goraco a mi sie nogi uginaly. Dlatego w tym roku powiedzialam mezowi, zeby chodzil sam. Z reszta od czasu lutowej przeprowadzki meczet z sala dla kobiet jest daleko, nie na moje sily zeby isc pieszo, a znowu nie ma sensu brac samochodu bo nie byloby gdzie zaparkowac. Tak wiec gdy moj maz idzie do meczetu ja zostaje w domu: czytam, surfuje po necie, modle sie Isha w samotnosci. Wieczorna samotnosc przy modlitwie sprzyja kontemplacji, pomaga w rozmowie z Bogiem, dluzej siedze robiac duaa, robiac zikr, czytam Koran.

Potem wraca maz, siadamy razem do stolu jedzac cos lekkiego: salatke, owoce, Amor palaszuje swoja ulubiona psise. Amor leci do komputera a ja wsadzam nos w ksiazke. Ostatnio przeczytalam po francusku jeden z tomow o Herculesie Poirot Agaty Christie - La mort dans les nuages, kolejne ksiazki czekaja w kolejce na polce. Brakuje mi ksiazek po polsku. Owszem mam dostep do wersji multimedialnych, ale to jednak nie jest to samo co prawdziwa papierowa ksiazka w lapce.  Musze zadowolic sie czytaniem po francusku, a musze pochwalic sie ze idzie mi to coraz lepiej.

W ten sposob doczekujemy do czasu przed Fajr: zjadamy sahur- mleko z platkami, psisa dla Amora, owoce, trzeba oczywiscie dopic sie na zapas. A potem idziemy spac zeby wstac w okolicach 11. Amor leci do pracy, ale restauracja nie funkcjonuje w Ramadanie normalnie, w zasadzie to nie pracuja, ale chca zeby chociaz wpasc i sie przypomniec, bo jak pojawia sie klienci to warto zeby jakis pracownik byl na miejscu. Ja zostaje w domu: czytam, sprzatam, surfuje w internecie, aktualnie tez nie mam zadnego zajecia bo i firma majac klientow muzulmanow nie ma zlecen, a brak zlecen oznacza brak pracy dla mnie. I tak jakos mija mi dzien. Potem wraca Amor, szykujemy iftar, i tak powoli uplywaja nam kolejne dni Ramadanu...

Manty po Uralsku

Chcialam zrobic cos nowego do jedzenia na iftar, maz mi marudzil o polskie ewentualnie tatarskie/okoliczne przepisy (nie wiem skad mu sie to bierze ale bardzo interesuje sie tatarami) a akurat Smok pokazal zdjecia jak z zona przygotowywali manty po uralsku (rodzaj koldunow, duzych pierogow gotowanych na parze). Kulkowaty lubi pierogi a jeszcze nie robilam mu z miesem, a tu nowa wielkosc, nowa forma, i na dodatek od znajomego tatara - maz byl na to jak na lato. Jedno co mu nie podpasilo to pomysl z polewaniem maslem, wiec wprowadzilam zmiane i podalam z sosem tzatziki i bardzo mu to smakowalo.
Zacznijmy od skladnikow (ja robilam z polowy porcji):
  • 1 kg miesa wolowego mielonego (chudego)
  • 1-1,5 kg maki pszennej 
  • kilka duzych ziemniakow
  • 2 jaja
  • 0,3 litra mleka
  • 100 gram masla
  • sol i pieprz.

Ziemniaki obrac i umyc, pokroic w drobna kosteczke (naprawde drobna), dodac do miesa, posolic, popieprzyc i dokladnie wymieszac.

Maslo rozpuscic w goracym mleku (ja poniewaz nie oplacalo mi sie kupowac masla dla 100 gram uzytych w przepisie dalam olej) nie gotowac.

Wbic jaja do maki, posolic, zalac mlekiem z tluszczem, wyrobic gladkie ciasto - uwaga poczatkowo sie lepi do rak 

Ciasto rozwalkowac na grubosc ok 2-3 mm, wykrajac duze kola (srednicy 10-12 cm) nakladac porcje farszu, zakleic (nie umialam na podstawie zdjec Smoka odtworzyc dokladnie ksztaltu jaki powinny osiagnac wiec zrobilam w postaci zlepionych u gory sakiewek) i ukladac w naczyniu do gotowania na parze ( ja uzylam kesy - garnka do gotowania kuskusu: na dol dalam wode do gotowania, gore posmarowalam pedzelkiem olejem co by manty nie przywieraly i poukladalam do gotowania ). Gotowac 45minut do godziny (uwaga ciasto powieksza objetosc wiec nie ukladac zbyt scisle kolo siebie).

Podawac z miseczka roztopionego masla, ktorym polewamy nadzienie po przegryzieniu ciasta.

smacznego.

Mi z polowy porcji wyszlo 15 duzych mantow. Ugotowalam polowe, no prawie bo 7 a reszte wlozylam do zamrazarki. Porcja skladajaca sie z 3 spokojnie wystarczyla mojemu mezowi a ja z trudem zjadlam dwa. Do nich zrobilam ulubiony przez Kulkowatego sos tzatziki:

  • spory ogorek starty na tarce
  • jogurt naturalny (gesty, grecki, z braku dostepnosci mozna w ostatecznosci uzyc serka homogenizowanego)
  • 2 zabki czosnku drobno pokrojone
  • sol pieprz do smaku

wszystko razem wymieszac, doprawic odstawic do przegryzienia.

Wyszlo pycha, zdjecia na razie sa w aparacie, bo nie chce mi sie kupic baterii zeby je sciagnac na komputer. Inshallah na dniach wrzuce i zdjecia.

EDIT 23. 09.2009