Podczas rewolucji islamskiej trzydzieści lat temu krzyczałam na ulicach Teheranu: 'Śmierć szachowi!'. Potem zostałam zmuszona do opuszczenia kraju, bo robiłam filmy krytykujące Iran po upadku monarchii. Nie jestem jej zwolenniczką, ale nie popieram też niczego, co się tam dzieje od czasu rewolucji islamskiej. Jednocześnie tęsknię, bo zostałam wygnana.
Dlaczego przez ponad rok spotykała się pani z byłą irańską królową, żeby zrobić o niej film?
Dwa lata temu pojechałam do Iranu, żeby pracować nad kolejnym dokumentem. Zatrzymano mnie na granicy, przesłuchiwano przez wiele godzin. Pytali, czy jestem taghuti. To określenie tych, którzy sprzyjali monarchii. Wiedziałam, że odpowiedź brzmi: nie, ale przy okazji uświadomiłam sobie, że zapomniałam o królewskiej rodzinie. W moim środowisku nikt o nich nie mówił przez lata, od kiedy opuścili Iran. Farah Pahlawi, była królowa, która mieszka dziś w Paryżu, ma złożony wizerunek. Piękna kobieta, postać publiczna z rubryk towarzyskich, a jednocześnie wdowa po dyktatorze. Tak ją widziałam, zanim się poznałyśmy. Pierwsze wyobrażenie o niej, w dzieciństwie, zbudowałam na podstawie telewizji. Mój ojciec ciężko chorował, mama pracowała kilkanaście godzin dziennie, byliśmy biedni, a w telewizji pięknej kobiecie zakładali koronę na głowę. Ale kiedy w jej paryskim apartamencie zobaczyłam popiersie szacha, nie pomyślałam o nim jak o kimś, kto odmienił życie dziewczyny, z którą chciałam się identyfikować w dzieciństwie. Myślałam o złym Iranie za jego rządów. Trzydzieści lat temu tańczyłam z przyjaciółmi po wygranej rewolucji, cieszyliśmy się, że wypędzamy ich z kraju. Teraz okazuje się, że tamto wydarzenie łączy mnie z byłą królową. Rozumiemy się, bo obie przegrałyśmy tę rewolucję, obie zostałyśmy przez nią pozbawione rodzin, korzeni, poczucia bezpieczeństwa, prawdopodobnie na zawsze
Jakie było pierwsze spotkanie?
Straszne. Ludzie walczą o szansę uściśnięcia dłoni królowej, więc dostąpiłam zaszczytu. Spóźniła się godzinę. Byłam zła. Siedziałam na sofie przed jej apartamentem. Była komunistka czekała, aż królowa będzie gotowa. Jej mąż zabrał mi wolność wypowiedzi, wolność w ogóle. Jednak byłam jej ciekawa, więc czekałam. Wcześniej poznałam przyjaciół Farah, pytałam, co myślą o zrobieniu filmu o niej. Powiedzieli, że nigdy się do niej nie zbliżę, nie pozwoli. Wtedy zdobyłam absolutną pewność, że muszę to zrobić.
Jak należy się do niej zwracać?
Wasza wysokość. Na początku naszej znajomości zapytałam, jak powinnam się zwracać. 'Wasza wysokość' - usłyszałam. 'Wszyscy tak do mnie mówią' - powiedziała. Ja zaczęłam próbować dopiero kilka miesięcy po zrobieniu filmu. Straciła wszystko, ale potrzebne jest jej przeświadczenie, że nie straciła godności. Kobieta, która była królową, teraz rozdaje autografy w paryskich kawiarniach. Jest gościem honorowym pokazów mody. Na początku chciałam pokazać jej nieznaną twarz, towarzyszyć jej podczas wizyty u fryzjera, przyłapać rano bez makijażu. Nie zgodziła się. Powtarzała, że stworzyła sobie wizerunek, którego musi pilnować. Dla swoich zwolenników, to znaczy dla zwolenników przywrócenia monarchii w Iranie. Byłam z nią na kilku przyjęciach. Siedemdziesięcioletnia pani na szpilkach przez kilka godzin zajmuje się rozdawaniem uścisków dłoni. Uśmiechnięta cały czas. Kiedy zapytałam, czy trudno udawać zadowoloną bez przerwy, powiedziała: 'Robię to od 50 lat, na tym polega moja praca'. Podczas pierwszych rozmów byłam pod dużym wpływem jej uroku, traciłam przez to czujność, bałam się, że stracę obiektywizm. Kiedy zostawałam sama w hotelu, między zdjęciami, myślałam, że podczas pracy nad tym filmem nie powinnam zapominać o ideałach, o które walczyłam jako dziewiętnastolatka.
Jakie znaczenie mają dziś te ideały? Rozmawiała pani z bogatą damą żyjącą wygodnie w Paryżu.
Trzydzieści lat temu walczyliśmy o demokrację, to nie były mgliste ideały. Farah Pahlawi nie wierzyła wtedy w wolność ani sprawiedliwość w komunizmie, a my wierzyliśmy. Jej zdaniem rewolucja nie była potrzebna. Ja należałam do małej komunistycznej grupy, roznosiłam ulotki o akcjach, o podpalaniu samochodów na ulicach. Wierzyłam, że wygrana rewolucja przyniesie demokrację. Przyniosła masowe egzekucje. Zakończyła się władzą w rękach kogoś, kto na nią nie zasługiwał. Kiedy Chomeini ogłosił, że wszystkie kobiety powinny nosić chusty na głowach bez przerwy, pod groźbą aresztowań, myśleliśmy, że to dowcip. Bardzo szybko przeciwnicy monarchii stali się przeciwni religijnemu reżimowi.
Farah Pahlawi znała pani polityczną przeszłość, kiedy zgodziła się na udział w filmie?
Nie pytała, więc sama o tym nie mówiłam. W trakcie pracy nad filmem od swojego sekretarza dostała informację, że byłam komunistką. Przerwała zdjęcia. Nie dziwię się właściwie. Ja stałam za kamerą, ja montowałam, mogłam zniszczyć wizerunek byłej królowej, jednak dumnej, pewnej siebie, gotowej wrócić do kraju, gdyby tylko naród tego chciał. Kiedy udało się ją przekonać do kontynuowania pracy, była ostrożna. Zdarzało jej się też odwoływać spotkania bez racjonalnych powodów. Wielka kamera, operator, realizator dźwięku, jechaliśmy w jakieś miejsce, czasem płacąc za to duże pieniądze, a ona w ostatniej chwili informowała, że nie przyjedzie. Z drugiej strony - zwyczajna kobieta, żadna królowa, podobna do mnie.
W jakim sensie?
Myślę, że też jest komunistką, choć się do tego nie przyzna. Myśli bardziej demokratycznie niż większość moich przyjaciół. To odkrycie było pozytywne. Poza tym została wygnana, podobnie jak ja. Opuszczając Iran w 1979 roku, ona i szach zostawili wszystko, co miało dla nich wartość. Jechali tam, gdzie przyznawano im azyl. Egipt, Maroko, Bahamy, Meksyk, Teksas, Nowy Jork, który musieli opuścić nagle, nie mówiąc o tym nawet swoim dzieciom. Ja tułałam się z rodziną równie długo, choć inaczej, nielegalnie. Z Iranu uciekliśmy kutrem rybackim do Dubaju, dwa lata ukrywania się, potem z fałszywymi paszportami trafiliśmy do Szwecji. Nasze wygnania były różne, jednak doskonale wiedziałam, co Farah ma na myśli, kiedy podczas spaceru po Paryżu powiedziała: 'Wiesz, dlaczego te kobiety są tu takie piękne? Wiesz, dlaczego noszą głowy tak wysoko? Bo należą do tego kraju. Ja nie mam tu niczego. Od trzydziestu lat przemykam jak ktoś obcy'.
Kiedy zaczęła pani uciekać?
Kiedy aresztowano mojego brata. To oznaczało, że mogą aresztować również mnie, moje rodzeństwo. Było nas dziewięcioro. Wychowaliśmy się w domu, w którym nie rozmawiało się o polityce, dopóki nie dorośliśmy. Jeden z moich braci był prawdziwym zwolennikiem monarchii, pięcioro zdecydowanych komunistów. Kłóciliśmy się do rewolucji, potem wszyscy znaleźliśmy się w tym samym bagnie. Pewnego dnia starsza siostra weszła w nocy do mojej sypialni i powiedziała, że musimy wyjeżdżać, bo policja jest w domu rodziców, zabrali brata. Uciekaliśmy przez sześć miesięcy, jeździliśmy z jednego miasta do drugiego, w żadnym miejscu nie zatrzymywaliśmy się na dłużej niż tydzień. Nie mogliśmy mieszkać w hotelu, bo znali nasze nazwisko, więc pukaliśmy do drzwi, pytaliśmy, czy możemy się zatrzymać. Ostatnie dwa miesiące w Iranie spędziliśmy w jednym wynajmowanym mieszkaniu. Siostra pewnej nocy znów przyniosła wiadomość - zabili brata, aresztowany był również drugi z moich braci. Głośno płakałam, ktoś z sąsiadów zauważył, więc nie mogliśmy zostać. Baliśmy się, że powiedzą policji. Zaczęliśmy planować ucieczkę za granicę.
Jaki był pomysł na życie w Szwecji?
Nie było pomysłu. W Iranie byłam dziennikarką. Kiedy przyjechałam do Sztokholmu, chciałam pisać, ale mój szwedzki był za słaby. Zaczęłam studiować mikrobiologię, przez rok pracowałam w laboratorium, czego nie znosiłam, więc dostałam się do szkoły filmowej. Dopiero kiedy zaczęłam robić filmy dokumentalne, co traktuję jak rodzaj dziennikarstwa, poczułam, że robię to, co powinnam.
Głównym celem, kiedy znalazłam się na wygnaniu, było nie popełniać błędów. Jeśli nie mam mojego kraju, języka, nie biorę udziału w życiu politycznym, chciałam przynajmniej nie popełniać błędów. Niemożliwe. Rozwiodłam się po pierwszym roku, trójkę dzieci wychowywałam sama.
Co wydało się pani największym problemem w Iranie, kiedy pierwszy raz przyjechała pani po 17 latach w Szwecji?
Prostytucja, narkotyki. Alkohol został zakazany, ale narkotyki zajęły jego miejsce. Nie ma nad tym kontroli, jakby została stracona celowo, uzależnieni są pasywni, nie sprzeciwiają się niesprawiedliwości. Nie istnieją w Iranie prawa człowieka, nie ma systemu wartości.
Zrobiła pani dwa filmy o tym, że rodzina w Iranie nie jest wartością.
Nie jest, bo kobiety zostały pozbawione wartości. Przy pracy nad jednym z filmów zaprzyjaźniłam się z irańskimi prostytutkami. Na początku bały się rozmawiać otwarcie, ale kiedy tylko zaczęły czuć się przy mnie bezpiecznie, zauważyłam, że bardzo chcą o sobie opowiadać, bo nikt inny nie pyta. Konkurowały między sobą o rozmowy ze mną, bo wiedziały, że szansa na uważnego słuchacza może się nie powtórzyć. Zrobiłam też dokument o rodzinie z jednym mężem, czterema żonami, dwadzieściorgiem dzieci. Trafiłam na poligamiczną rodzinę z czterema silnymi kobietami, jednak nie miały szans na podejmowanie własnych decyzji. Nawet jeśli jesteś bardzo silna, takie małżeństwo szybko staje się pułapką, nie wchodzi w grę separacja albo rozwód, choćby dlatego że nie chcesz zostawić swoich dzieci innym kobietom. Nie obwiniałabym o to wszystkich mężów w Iranie, to jest wina prawa, mężczyźni również są ofiarami tego systemu. Może ze względu na tytuł 'Cztery żony, jeden mężczyzna' na wszystkich festiwalach podczas projekcji tego filmu sale są pełne. Pewien Irańczyk ze Stanów powiedział mi, że wystawiam złą opinię wszystkim irańskim mężczyznom, ale chodzi o coś przeciwnego - nie o mężczyzn, lecz o kobiety pozbawione praw.
Za te filmy została pani aresztowana?
Raczej za ogólny brak posłuszeństwa niż za coś konkretnego. Wiedziałam, że będę miała kłopoty, kiedy dwa lata temu jechałam do Teheranu, żeby pracować nad kolejnym dokumentem. Nie spodziewałam się, że mnie zabiją, ale myślałam, że mogą zamknąć. Zabrali paszport na lotnisku, laptop, wszystko, nawet zeszyty z niezapisanymi stronami. Przesłuchiwano mnie kilka razy, ostatnie przesłuchanie było najgorsze, trwało pięć godzin. Niewiele wiedzieli o mojej przeszłości. Zapytali, czy jestem komunistką. Powiedziałam: nie. Islamską terrorystką? Nie. Może zwolenniczką monarchii? Myślałam, że spadnę z krzesła, brałam udział w wyrzucaniu monarchy z kraju, pozwoliłam islamskiemu reżimowi dojść do władzy. Nie dostali żadnej zadowalającej ich odpowiedzi, więc usłyszałam, że zostanę zabita. Dlaczego? 'Zamknij się, nie zadawaj pytań'. W końcu z pomocą Szwecji skonstruowano umowę, według której nie mogę już zrobić żadnego filmu o Iranie, nie mogę tam wrócić. Podpisałam, dzięki temu mnie wypuścili. Miałam szczęście, bo wielu dziennikarzy w tym samym czasie znalazło się w więzieniach. Oczywiście zabroniono mi też opowiadać o tym zatrzymaniu.
W Sztokholmie czuje się pani bezpieczna?
Dostaję e-maile z informacjami, że powinnam zginąć. Piszą Irańczycy: 'Wiemy, że żyjesz, zabijemy cię'. Policja nie robi nic, pyta tylko, czy widziałam autorów tych pogróżek blisko mojego domu. 'Jeśli nie, nie możemy nic zrobić'. Mimo wszystko tylko poza Iranem mogę próbować mówić o nim prawdę. Jednocześnie wiem, że nie mam wpływu na to, co dzieje się w mojej ojczyźnie, a moje problemy są inne od problemów ludzi, którzy tam żyją. Zwolennicy Farah Pahlawi, których poznałam podczas jednego z przyjęć, zachowują się w jej obecności, jakby nic się nie zmieniło, jakby wciąż była królową. Któryś z jej asystentów powiedział mi, że 70 proc. Irańczyków chce powrotu monarchii, co moim zdaniem nie jest prawdą. To jest wymyślona liczba, ale pokazuje, jak bardzo ludzie chcą być przywiązani do czegoś, co daje nadzieję na zmianę. Myślę, że Iran jest teraz krajem pozbawionym nadziei.
Źródło: Wysokie Obcasy
Nahid Persson Sarvestani - irańska dokumentalistka, dziennikarka. W 1979 roku brała udział w rewolucji islamskiej na ulicach Teheranu, miała wtedy 18 lat, należała do małej komunistycznej grupy. W latach 80. uciekła do Szwecji. W Sztokholmie skończyła szkołę filmową. Realizuje dokumenty o Iranie, emigracji, problemach kobiet. Najbardziej znane to: 'Prostytucja za zasłoną', 'Moja matka - perska księżniczka', 'Koniec wygnania'. Zdobyła wiele nagród, m.in. Złotego Smoka przyznanego podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jest gościem tegorocznego festiwalu Planete Doc Review. Jutro w warszawskiej Kinotece będzie można obejrzeć jej ostatni film 'Królowa i ja', dokument o Farah Pahlawi, wdowie po szachu Mohammadzie Rezie Pahlawim