Gdy w
listopadzie doszlo do atakow zaczelismy sie bac. Mimo ze oficjalnie
zycie wrocilo do wzglednej normy nie jest juz jednak tak jak kiedys.
Przed-swiateczny Paryz zawsze tetnil zyciem. Teraz niby ludzie sa na
ulicach ale czuje sie napiecie. A my boimy sie chyba jeszcze
bardziej.
Z
jednej strony boimy sie terrorystow. Oni nie patrza kogo zabijaja,
cieszy ich kazda smierc: muzulmanin, niemuzulmanin; dla nich wazne
jest zeby zasiac strach. I nie istotne jest już w tej chwili ich
wyznanie. Oni uwazaja się za muzulmanow, uwazaja ze walcza w
slusznej sprawie, a tacy są najgorsi. Mój dziekan dr Bilal Philips
i znani mi uczeni muzulmanscy wszyscy potepiaja te organizacje od
dawna. Porownuja ich do „khawarij” - grupy która dokonala
rewolty przeciwko Alemu Ibn Abi Talibowi gdy ten zgodzil się na
arbitracje w kwestii dziedziczenia kalifatu a potem doprowadzila do
smierci Alego. O ile w islamie odebranie zycia bez waznego wyroku
sadowego było zawsze zabronione to Khawarij zwyczajnie mordowali
muzulmanow. Tak tez robi Daech: morduje przede wszystkim muzulmanow
(stad ta fala uchodzcow). Teraz do listy ich mordow dolaczyli
Francuzi. Osobiscie nigdy nie zetknelam się z kimś popierajacym te
organizacje. Ale czytam gazety, slucham wiadomosci. Ciagle slysze o
nowych ochotnikach podrozujacych do Syrii zeby dolaczyc do walki. A
ilu nadal tu jest? Skad mam wiedziec czy właśnie np. mój sasiad
nie planuje ataku?
Ale
dla nas, w szczegolnosci dla mnie: Polki muzulmanki doszedl drugi
strach. Moze nawet wiekszy niz strach przed terrorystami. Strach
przed... Polakami. Juz w pare godzin po atakach w Paryzu 13 listopada
moglam przeczytac agresywne komentarze na roznych forach
zapowiadajace smierc muzulmanom. Dowiedzialam sie, ze jestem
zdrajczynia Polski i Europy. Ze byloby lepiej zeby kobiety takie jak
ja (europejki muzulmanki) zabijac prewencyjnie razem z naszymi
« bachorami » bo sa one potencjalnymi terrorystami...
Zaczelam sie bac Polakow bardziej niz terrorystow.
W
pierwszym tygodniu po atakach balam sie wyjsc z domu. Za kazdym razem
jak maz nie odbieral telefonu wpadalam w panike, ze moze cos mu sie
stalo, ktos go napadl albo ze dojdzie do kolejnego ataku. W szkole
synka (i we wszystkich szkolach) odwolano wszystkie wyjscia. Moje
nerwy byly w tak kiepskim stanie ze korzystajac w faktu, ze synek
nadal pokaslywal po zapaleniu oskrzeli zatrzymalam go jeszcze tydzien
w domu bo doszlo do tego ze zaczelam sie bac o niego nawet w
szkole.
Przez ten miesiac powoli zaczelam dochodzic do siebie,
powoli strach zaczal malec. W Paryzu tez zaczelo sie robic coraz
spokojniej. W zeszlym tygodniu nawet klasa synka dostala pozwolenie
na wyjscie do Filharmonii. Moj strach jednak pozostal i nie
podpisalam zgody na jego wyjscie, zostal tego dnia ze mna w domu. Maz
sie podsmiewal z moich lekow, mowil ze przesadzam. Ale czy
faktycznie?
Dzisiaj rano ktos zaatakowal nauczyciela w ecole
maternelle (przedszkolu) w Aubervilliers pod Paryzem. Swiadkowie
twierdza, ze powolywal sie na Daech (Islamic State) i ich polecenia
napasci na nauczycieli. Zobaczylam wiadomosci na BFMTV i mój lek i
moja paranoja wrocily. Teraz do 16:30 bede siedziala jak na szpilkach
czekajac zebym mogla odebrac dziecko ze szkoly. Zadnych wyjsc nie
planujemy... Dobrze, ze zaraz zaczna się ferie i będziemy siedziec
w domu unikajac wszelkich zgromadzen.
Moje
poczucie bezpieczenstwa od czasu atakow 13 listopada zniknelo
bezpowrotnie.
Coraz
bardziej rozumiem uchodzcow z krajow ogarnietych wojna. Tutaj wojny
nie ma a ja i tak juz sie martwie czy maz wroci z pracy, czy dziecko
wroci ze szkoly.
Jak
dlugo dam rade tak zyc ?
Czytalam
artykul, ze po atakach 13 listopada wielu mieszkancow Francji
potrzebowalo pomocy psychiatrycznej, ze zglaszali sie po lekarstwa przeciwlekowe i na
terapie wlasnie w zwiazku z nasilonym lekiem. Ja tez pewnie sie stane
pacjentka psychiatry...
Chcialabym
moc się przeniesc w jakieś bezpieczne miejsce. Ale czy w
dzisiejszych czasach takie istnieje? Jedyne co pozostaje to zaufac
Bogu i się modlic. Bo co innego mozemy zrobic.