Bo źle traktuje Palestyńczyków.
Zaognia konflikt.
Strzela, zamiast rozmawiać.
- Patrzymy, jak żołnierze traktują ludzi idących do pracy, jak chorych jadących do szpitali. Jak dzieci idące do szkół - tłumaczy Ora, emerytowana nauczycielka. - To, co widzimy, doprowadza nas do szału.
Jest ich prawie pięćset. Większość ma siwe włosy, odchowane dzieci i szósty krzyżyk na karku. Przeważają prawniczki, nauczycielki, lekarki. Ale jest też sprzątaczka, kilka pielęgniarek i ekspedientek.
Łatwo się złoszczą. Czasami płaczą. Jeszcze częściej klną, choć potem im głupio.
Żołnierze mówią na nie Mamuśki. Śmieją się, wytykają palcami. Albo całkiem poważnie mówią, że zdradziły naród.
Ale Mamuśki mają to głęboko. Raportują, dzwonią do mediów, generałów i ministrów. Krzyczą, miotają się, walczą. - Chcemy zmian! - emocjonuje się Hannah, emerytowana sekretarka. - Ale na razie walimy głową w ten cholerny mur.
Przez kilkanaście dni waliłem razem z nimi.
Anna
1. Machsom znaczy po hebrajsku checkpoint. Tu Palestyńczcy przechodzą kontrolę, żeby wejść do Izraela.
Shift to dyżur - kilka godzin spędzonych na checkpoincie i wspólne pisanie raportu. W czasie shiftu może się zdarzyć wszystko. Bywały już i zgony, i strzelaniny.
Machsom Watch to organizacja zrzeszająca Mamuśki. Nie ma szefa ani jakichkolwiek władz. - Jak w starożytnej Grecji - o wszystkim decydujemy razem - chwalą się.
Mój pierwszy shift zaczyna się o 15 w starej części Jerozolimy. - Zazwyczaj nie zabieramy facetów - Anna, emerytowana księgowa, mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Ma czerwoną chustę i krótko ścięte siwiuteńkie włosy. - Są zbyt agresywni. Ale skoro inne Mamuśki cię zaakceptowały, nie mam nic do gadania.
Ruszamy. Z nami Marta, z zawodu położna. To jej drugi shift. Ściskamy się w aucie jak krewetki w garnku.
- Gdzie właściwie jedziemy? - pytam.
- Na Qualandię. To największy checkpoint w okolicy. Obsługuje Ramallah, stolicę Palestyny. Droga, w którą teraz skręcam, to droga apartheidowa. Palestyńczycy nie mają na nie wstępu. Zwykle nią nie jeżdżę - to mój obywatelski protest.
- Apartheid? W Izraelu? - nie dowierzam.
- Oficjalnie nie istnieje. Ale nieoficjalnie - potykasz się o niego co krok.
- Jakieś przykłady?
- Mur to najlepszy przykład.
2. Parkujemy tuż przy murze. Wielkie betonowe płyty pocięte są na cieniutkie kawałeczki. Na samej górze - napięty drut kolczasty.
Do 2010 roku będzie miał prawie 800 kilometrów. Dziś ma około 500.
Anna: - Chodźcie na kawę. Palestyńska jest genialna, z kardamonem. Wiele dziewczyn po shifcie wpada do Arabów po chleb, owoce i baklawę. Taniej. I smaczniej.
Ten facet ma na imię Mustafa. To jego kawiarnia: stary czajnik i kawałek folii rozwieszony na dwóch słupach. Jego brat mieszka po drugiej stronie muru. Nie widzieli się trzy lata. Brat nie może wjechać do Izraela. A Mustafa się boi, że jak wyjedzie, to go nie wpuszczą z powrotem.
Na checkpoincie zawsze zjawiamy się o 6 rano i potem koło 16. Rano ludzie idą do pracy. Po 16 wracają. W innych godzinach niewiele się tu dzieje. Idziemy dalej?
Zwróć uwagę, ile tu krat i drutów. Palestyńczycy czekają jak w klatce. Nawet od góry są kraty.
Parę lat temu miałyśmy bezpośredni kontakt z żołnierzami. Woziło się dla nich herbatę w termosie czy kawałek szarlotki. Mówiłam: moi synowie też byli w armii. Wiem, jak to jest. A potem prosiłam, żeby nie trzymali Palestyńczyków w długich kolejkach. Jeden posłuchał, drugi się popukał po głowie. Ale kontakt był.
Dziś żołnierze siedzą w kuloodpornych kioskach. Nie ma mowy, żeby się do nich dostać.
Wybieramy sobie zawsze jedną charakterystyczną osobę. Kogo byś wziął? Dziewczyna w fioletowej chuście? Dobrze. Teraz liczymy, ile czasu zajmie jej przejście przez kontrole.
Widzisz, ile ludzi? Będzie z trzysta osób. Wpisuję do raportu: trzysta osób, a z pięciu okienek otwarte tylko jedno. Godzina, żeby iść do pracy, i godzina, żeby wrócić.
Ale i tak są wielkimi szczęściarzami. Mają przepustki. Załatwia się to tygodniami. A wystarczy, że ktoś z dalekiej rodziny rzucił w 1983 roku kamieniem w żołnierza, i przepustki nie dostaniesz. Wielu nawet nie zna kuzyna, przez którego mają zablokowany wjazd.
O, fioletowa chusta dochodzi do pierwszej bramki. 45 minut. No, bez przesady! Trzeba ich ochrzanić. Halooo! Żołnierzu! Haaaaalooooo!!!
3. Chwilę później na końcu kolejki pojawiają się rodzice z młodą dziewczyną. Trzymają ją za ręce. Sama nie da rady stać.
Jadą do szpitala do Jerozolimy. Dziewczyna jest chora na białaczkę. Zza muzułmańskiej chusty widać jej bardzo blade policzki.
Ludzie chcą ją przepuścić, ale jest zbyt duży tłok. Nie da się. Wszyscy musieliby wyjść i wejść jeszcze raz.
Anna krzyczy do żołnierzy, żeby otworzyli przejście VIP. Ci udają, że jej nie widzą. Palestyńczycy się burzą. Głos z megafonu wzywa do spokoju.
Dziewczyna mdleje. Ojciec łapie ją wpół. Matka krzyczy. Coraz bardziej rozpaczliwie. Tłum się burzy, ale megafon po raz kolejny wzywa do spokoju.
Mija kilka bardzo długich minut. Żołnierze otwierają bramkę. Dziewczyna powoli odzyskuje przytomność. Anna idzie z nimi aż do taksówek.
- Tym razem się udało. Ale rok temu na moim shifcie mężczyzna zmarł na zawał. Żołnierze palcem nie ruszyli.
4. Anna: - Tych kolejek wcale nie musi być. Wystarczy, że żołnierze zaczną wykonywać swoje obowiązki. Co robią? Dziewczyna gada przez telefon. Chłopak je pizzę. Siedzą w kuloodpornym akwarium i mają wszystko gdzieś.
Haaaaaloooo! Żołnieeeerzu!!! No patrz, udaje, że mnie nie widzi.
Żołnierze mają po 18 lat. Pierwszy raz mają nad kimś władzę. Czasem szarpią, czasem biją. Tysiące ludzi bezprawnie trzymają w więzieniach. Nie wierzysz? Tylko w zeszłym roku 6 tysięcy. Wśród nich sporo dzieci. O wszystkim pisały gazety.
Zobacz, jak się na przykład czuje ten stary Arab, którego życie jest teraz w rękach tej gówniary? Salem alejkum. Jako Izraelce jest mi bardzo przykro, że musi pan tu tyle stać. Wielu Izraelczyków nie popiera okupacji Palestyny. Chcemy żyć z wami w pokoju.
Widzisz, Witek? Uściskał mnie. Dla nich to strasznie ważne, że tu jesteśmy. Żołnieeeee-
rzuuuuu!!! No nie, dość tego. Dzwonię do dowódcy.
Mamy numery do wszystkich świętych. Teraz zadzwonię do szefa zmiany. Halo! Tu Anna. Co słychać? U mnie bardzo źle. Twoi ludzie zażerają się pizzą, a na wjazd czeka się godzinę. Zrobisz coś z tym? Obiecujesz? OK, czekam.
5. Coś o mnie? Rodzice przyjechali z Belgii. Mama w czasie wojny ukrywała ojca. Miała podwójną ścianę na strychu.
W międzyczasie się w sobie zakochali. Ale po wojnie ojciec, który stracił całą rodzinę, powiedział, że jego miejsce jest w Izraelu.
Matka spakowała się i pojechała z nim. Była twardą kobietą, ale wiem, że jako nie-Żydówka miała tu wiele przykrości. Była księgową, chciała pracować w administracji. Nigdy jej nie pozwolili.
Największy wpływ miała na mnie wojna w Libanie. Mój starszy syn miał wtedy 18 lat i prosto z liceum trafił na front. Kilka razy przyjeżdżał na weekend do domu. Szedł na dyskotekę, spotykał się ze swoją dziewczyną. A w niedzielę wieczorem zakładał mundur i jechał walczyć dalej. Płakałam w poduszkę i modliłam się, żeby wrócił cały.
To, że dziś jeżdżę na mur, to efekt tamtej traumy. Jestem przeciw wojnie, przeciw okupacji i dokładam swój mały kamyczek, byśmy mogli żyć z Arabami w pokoju.
Skrzypce
Machsom Watch budzi w Izraelu skrajne emocje. Jedni uważają Mamuśki za bohaterki i gotowi są stawiać im pomniki. Lewicujący studenci zgłosili je do pokojowego Nobla.
To dlatego, że Mamuśki co roku ujawniają setki nadużyć. W lipcu 2007 roku 26-letni student Muhammad Cana'an bez żadnego powodu został pobity i postrzelony. - Dobrze, że tam był nasz patrol - mówi Hannah Barag. - Winni zostali skazani. Zazwyczaj takie przypadki rozchodzą się po kościach.
Kilka miesięcy temu na checkpoincie w okolicy Hebronu Palestynka urodziła martwe dziecko. Rodziła półtorej godziny. Może udałoby się uratować niemowlę. Ale żołnierze nie chcieli puścić samochodu jej męża przez checkpoint. - Mieli wszystkie potrzebne papiery - mówi Hagit, która była przy tej sytuacji. - Mąż się o nie starał już pół roku wcześniej. Dlaczego ich nie puścili? Nie wiem.
Najgłośniej o Mamuśkach zrobiło się, gdy ujawniły sprawę palestyńskiego skrzypka. - Był koniec drugiej intifady - opowiada Hannah. - Jeden z shiftów nagrał na wideo naszych żołnierzy. Przyczepili się do młodego Palestyńczyka. Jechał na lekcję skrzypiec, a oni kazali mu grać. Chłopak był wystraszony na śmierć. A oni: zagraj coś wesołego!
Reakcja ludzi w Izraelu była niesamowita. Zazwyczaj przymykają oczy na przemoc w Palestynie. Nasze bezpieczeństwo przede wszystkim.
Tym razem zawrzało. Wszystkim stanęli przed oczami naziści, którzy tak samo zmuszali do grania żydowskich muzyków.
Ale Mamuśkom zdarza się przegiąć. Pewien żołnierz wytoczył im proces za nazwanie go nazistą. Musiały przeprosić. Potem matki innych żołnierzy oskarżały je o szkalowanie i napaści na synów. Kilka procesów przegrały.
Taksówkarz, który wiezie mnie na shift: - Mamuśki? To oszołomki. Przecież w tym konflikcie nie ma Złych Żydów i Dobrych Palestyńczyków. Wszyscy są po trochu katami i ofiarami. A one jadą tylko po naszych żołnierzach. Jakby nie widziały Hamasu, zamachów ani fanatyków.
Roni
1. Jedziemy na checkpoint w okolicy Nablusu. Roni, nauczycielka akademicka, ma elegancki makijaż i wykoślawione adidasy. - Dobre obuwie to podstawa. Skąd jesteś? Polska? Super! W przyszłym roku wybieram się z synem i wnukiem nad Biebrzę. Chcę zobaczyć zimorodka.
Jest z nami Ruti, emerytowana rehabilitantka, i Judy - bajkopisarka. Siedzą z przodu i zajęły się plotkami. Na szczęście Roni mówi za wszystkie trzy. - Późno się zaczęłam interesować ptakami. Syn mnie wciągnął. Na bar micwę dostał profesjonalną lornetkę i od tej pory najwięcej czasu spędzał z kolegami z kółka ornitologicznego.
Jako jedyny z towarzystwa nie poszedł do armii. W Izraelu to nie do pomyślenia. Obrona kraju to obowiązek! Dzieci w szkołach piszą na Chanukę listy do żołnierzy: wiemy, że nas bronicie, i marzymy o dniu, gdy was zastąpimy.
Ale syn powiedział, że nie będzie tracił dwóch lat życia na bieganie z karabinem.
Koledzy ornitolodzy przestali z nim rozmawiać. Dziewczyna z nim zerwała. Siedział całymi dniami w domu i płakał, że nigdy nie będzie miał przyjaciół.
Aż nagle, zimą, przyleciało do Izraela tyle ptaków wędrownych, że nikt nie był w stanie ich policzyć. Ornitolodzy z całego kraju jeździli do Ejlatu, ale i tak było ich za mało.
Zadzwonili po syna. Przywitali go chłodno, ale po kilku dniach wszystko było tak jak dawniej.
2. Zaraz za Jerozolimą robi się górzyście. Ze szczytów straszą dachy izraelskich osiedli. Na zboczach pasą się wielbłądy Beduinów. Oni sami siedzą przed swoimi skleconymi z żelastwa i byle czego chatynkami.
Chwilę później zapiera nam dech ogromne stado, które ktoś przepędza z jednego zbocza na drugie. Słońce się czerwieni, owce beczą. Pięknie, jak na jakiejś kiczowatej makatce.
Prujemy małym oplem w stronę Nablusu. - To jeden z najgorszych checkpointów. Stoi pośrodku ziemi Palestyńczyków. Pewnie dlatego, że ludzie w Nablusie są bardzo radykalni. Wielu zamachowców pochodziło z tych okolic.
- Od kiedy stoi mur, zamachów nie ma... - zagaduję.
- Ale Palestyna zamieniła się w bulgoczący garnek. To musi kiedyś wybuchnąć. Wtedy wszyscy za to zapłacimy. Choć myślę, że nasz rząd tego chce.
- Dlaczego?
- Izrael, żeby istnieć, musi mieć wroga. Naród musi być czujny. Ale wróg nie może być zbyt silny. Dlatego dogadaliśmy się z Egiptem, Jordanią i dogadujemy z Syrią. Oni mogliby nas pokonać. Palestyńczycy są zbyt słabi, żeby nam poważnie zagrozić. Ale wystarczająco mocni, żeby trzymać kraj w alercie.
- Co robić?
- Wyciągnąć rękę. Oddać Palestynę Palestyńczykom. Przecież i tak nie mamy szans jej utrzymać.
3. Stajemy na wielkim parkingu wypełnionym taksówkami, sprzedawcami kebabów i pomarańczy. Daleko majaczy Nablus - biblijne Sychem. Roni poprawia makijaż. - Lubię dobrze wyglądać - usprawiedliwia się.
Idziemy w stronę żołnierzy. Stare Arabki poznają Mamuśki. Kłaniają się, przytulają. - Czekałyśmy dwie godziny. Są nowi żołnierze. Okrrrropni! - tłumaczą.
Na środku checkpointu rozpacza stara kobieta w chuście. - Syn miał mnie zawieźć do szpitala, ale żołnierze go zabrali. Sama nie dam rady, a jego już pięć godzin trzymają!
Roni w mgnieniu oka zmienia się ze starszej pani w tygrysa. Rzuca się na żołnierza. Każe dzwonić do oficera. Ruti dzwoni do szefa zmiany. Krzyczą, klną, machają rękami.
Wyciągam aparat, ale żołnierz lufą karabinu pokazuje, żebym go schował. Jego kolega wstrzymuje ruch. - Dopóki oni tu są, nie będziecie przechodzić - mówi do Palestyńczyków.
- To szantaż! - krzyczy Roni. - Nie macie prawa!
Żołnierz wzrusza ramionami. Musimy odejść. - Czasem tak robią. Ustępujemy, bo inaczej będą trzymać tych ludzi w nieskończoność - tłumaczy Roni.
Ruti dodzwania się w końcu do szefa. - Macie stąd jechać, ale już! Znaleźliśmy bombę, jest niebezpiecznie. Syn? Szpital? Spróbuję coś zrobić, ale teraz spadajcie!
4. Stajemy kilkanaście metrów dalej i notujemy. Po godzinie kobieta z synem w końcu jadą do szpitala. Machają nam z okien rozklekotanego mercedesa. - Nie zmienimy świata. Ale jeśli możemy zmienić kilka takich historii, to chyba warto - pyta retorycznie Roni.
Mamy jeszcze chwilę, więc jedziemy sfotografować mur i setki wymalowanych na nim graffiti. Jedne przeklinają okupację. Inne chwalą izraelskich żołnierzy. Na jeszcze innym - ptaki. - Zawsze, jak tu jestem, przypominam sobie wystawę rysunków dzieci z getta w Teresinie. Jedna dziewczynka narysowała ptaki i podpisała: "Chciałabym być wolna jak wy". Płakać mi się chce, że pół wieku później to my zamykamy ludzi w gettach.
Woda
Mamuśki mają swoje cienie. To żony izraelskich osadników. Jeżdżą za nimi na checkpointy; filmują, robią zdjęcia, notują. Kiedy byłem z Roni pod Nablusem, kobieta w peruce (noszą je ortodoksyjne Żydówki) i plisowanej spódnicy zrobiła nam jakieś pół tysiąca zdjęć. Jej koleżanka notowała każdy nasz krok.
- Dziś są wyjątkowo spokojne - machnęła ręką Roni. - W niedziele przyjeżdża tu ich szefowa Nadia. Kiedyś nas tłukła pięściami. Dopiero jak pokazali ją w telewizji, przestała. Teraz leje nas wodą wymieszaną z moczem.
- A wy co na to? - pytam.
- Ignorujemy je - śmieje się Roni. - To je wyprowadza z równowagi.
Z Nadią spotykam się kilka dni później w Jerozolimie. Mamuśkom nie mówię ani słowa. Obraziłyby się. Nadia szefuje Kobietom w Zieleni, przeciwwadze dla propalestyńskich Kobiet w Czerni. Ma perukę, ale świetnie dobraną. Zadbane paznokcie, zadbane dłonie. Mówi, że używa tylko kosmetyków z Morza Martwego. - Czemu zieleń? To kolor nadziei, wiosny. My, osadnicy, jesteśmy wiosną Izraela. Najlepszymi ludźmi na całym Bliskim Wschodzie. Dlatego tak wielu nas nienawidzi.
Mamuśki? Może ktoś im płaci, a może po prostu są głupie. Mówią, że Palestyna nigdy nie będzie nasza. Ale ona już jest nasza! Chwała Panu, jest nas coraz więcej! Arabowie? Mogą do nas strzelać, ale dziesięć lat i nie będzie po nich śladu. Sami się stąd wyprowadzą. My im tylko pomożemy podjąć właściwą decyzję.
Ora i Roni
1. Jedziemy na Abu Disa. To checkpoint między Wschodnią Jerozolimą a Palestyną. Tuż przy budce żołnierzy siedzi facet w średnim wieku.
Ora ma 77 lat i jest jedną z dwóch najstarszych Mamusiek. Ubrana jest w luźne szarawary i ciepły polar. Przyjechaliśmy tu z jej przyjaciółką Roni. Pierwsza jest emerytowaną nauczycielką, druga - przedszkolanką. Wcześniej objechaliśmy trzy checkpointy, przez które dzieci idą do szkół. Był spokój.
- Dzień dobry - uśmiecha się Ora. - Dlaczego pan tu siedzi? Nie chcą puścić do domu? Żołnierzu, wytłumacz mi to.
Kim jestem? Obywatelką Izraela. Płacę podatki na waszą armię. Kanapka, którą wcinasz, też jest z moich pieniędzy, więc mam prawo się dowiedzieć, dlaczego nie pozwalasz iść temu człowiekowi do żony i dzieci.
Roni tłumaczy mi po cichu: - Mówią, że nie ma go na liście. A on twierdzi, że pokłócił się kiedyś z żołnierzem i teraz go prześladują. Musi jechać do urzędu, a to zajmie pół dnia.
Ora odchodzi i kłóci się z żołnierkami. Dwie zakonnice uśmiechają się serdecznie. Jesteśmy na obrzeżach Góry Oliwnej. Tutaj Chrystus został wydany przez Judasza i schwytany.
Wraca Ora: - Mówią mi: powinnaś się wstydzić, że przeszkadzasz izraelskiej armii. A ja do jednej z nich: Boże, dziecko, jak ty masz wyprany mózg! Ty powinnaś być dumna, że mnie widzisz! Kiedyś o nas będą w książkach pisać.
2. Ora: - Bo nasza młodzież ma wyprane mózgi. Wiesz, co im mówią w szkole? Że Palestynki jako jedyna nacja na świecie nie mają instynktu macierzyńskiego. Ja rozumiem, że trzeba demonizować wroga. Tylko dlaczego ludzie to kupują?
Roni: - Żołnierze codziennie pracują z Arabami. Czy któryś zna chociaż słowo po arabsku? W życiu! Jedyne, co wiedzą o islamie, to to, że Jerozolima jest wymieniona w Koranie tylko trzy razy. Więc mamy prawo wyrzucić z Jerozolimy muzułmanów.
Ora: - Płacimy za okupację straszną cenę. Zabija nas jako społeczeństwo.
Roni: - Ostatnio zgłosiło się do nas dwóch mężczyzn, których nasze dzielne wojsko zwerbowało jako szpicli. Wykorzystali, że tamci muszą dwa razy w tygodniu być z dziećmi na dializach. Żeby dostać zgodę na przekraczanie checkpointów, musieli donosić.
Hagit
1. Witek, na początek muszę cię strasznie opieprzyć. Mówiłam, że masz wysiąść przy szkole. Gdzie poszedłeś? Bałam się, że coś ci zrobią! Wsiadaj szybko i jedźmy stąd.
Hagit z dumą podkreśla, że jest najmniejszą z Mamusiek. Metr pięćdziesiąt w kapeluszu. Ale nie ma z nią żartów. - Witek, ja nie przesadzam. Jeżdżę tędy od sześciu lat dwa razy w tygodniu i wierz mi, że wiem, co mówię. Ibrahim jest piątym moim kierowcą. Poprzedni rezygnowali. Pamiętaj, że na obrzeżach Hebronu konflikt jest dziś w bardzo ostrej fazie. To miasto mogłoby być stolicą pokoju. Leży tu Abraham, ojciec chrześcijan, żydów i muzułmanów. Ale nasi dzielni osadnicy wybudowali w sercu miasta swoje osiedle. Kilkanaście lat temu jeden wariat zastrzelił w meczecie pół setki muzułmanów. A teraz zabrali Palestyńczykom dom. Jedźmy tam, pokażę ci.
Sporny dom wygląda z daleka jak remiza. Wysokie, czerwone drzwi. Nad nimi równy rząd okien. Cały Izrael od miesiąca mówi o tym miejscu. Osadnicy za wszelką cenę chcą zdobywać kolejne domy w Hebronie. Palestyńczycy robią wszystko, by do tego nie dopuścić.
- Widzisz ten meczet? Żydzi napisali na nim "Mahomet to świnia". Na nagrobkach wymalowali gwiazdy Dawida.
Dogania nas jeden z osadników. Poznał Hagit i chciał na nią plunąć. Nie zdążył. Ktoś zaalarmował izraelskich żołnierzy. Mamy obstawę: pięciu wielkich jak piece panów z jednostek specjalnych. Podchodzimy do domu, który przypomina remizę. Kilkudziesięciu osadników śpiewa przed nim religijne pieśni. Patrzą na nas. My patrzymy na nich.
2. Pierwszy kamień leci, kiedy tylko żołnierz się odwraca. - Ty dziwko! - krzyczą do Hagit. - Ty arabski bękarcie!
Nie czekamy na drugi. Pad, ręce na głowę. Twarz do ziemi - można stracić oko. Hagit pada pewnie, bez zastanowienia. Ja zbyt wolno, dopiero się uczę.
Kilka kamieni odbija się od auta. - Jesteś z Niemiec?! - krzyczą osadnicy. - Przyjechałeś nas zabijać?! - drą się. Kolejny kamień. I jeszcze jeden. I jeszcze. W Hebronie to najtańsza amunicja. Osadnicy mają po domach całe arsenały kamieni.
Wszystko trwa kilka sekund. Żołnierz, któremu zza uzbrojenia widać tylko oczy, oddziela nas od napastników. Wstajemy, otrzepujemy się z kurzu. - Zjedzą każdego, kto myśli inaczej - Hagit zapala papierosa. Potem chwilę ze sobą walczy. Nie może się powstrzymać i wyciąga w stronę osadników środkowy palec.
Raban
Spośród moich izraelskich znajomych niemal każdy ma o Mamuśkach inne zdanie.
Gil: - Ja je podziwiam. Małe babki, które wytoczyły wojnę naszemu zakłamaniu. Niedawno nikt w Izraelu nie wiedział, co się naprawdę dzieje w Palestynie. Dzięki Mamuśkom dużo trudniej chować głowę w piasek.
Julia: - Dla mnie to wariatki. Ale sympatyczne. Wyobrażasz sobie babcie, które się szarpią z żołnierzami?
Icchak zamyśla się, jakby chciał mi zdradzić wielką tajemnicę: - Nie lubię ich. Są zbyt radykalne. Wiesz, ja też stałem przez dwa tygodnie na checkpoincie. W Qualandii. Widziałem kilka razy Mamuśki. Najgorsze, że zawsze robią straszny raban. Coś się zaczyna dziać, jeszcze nie wiesz co, a one już krzyczą. W ogóle nie biorą pod uwagę, jaki to jest cholerny stres stać na checkpoincie. Masz 18 lat, dopiero wyszedłeś z liceum, a rzucają cię w miejsce, gdzie połowa ludzi cię nienawidzi za samo to, że jesteś Żydem.
Mamuśki mówią, że nas rozumieją, bo same mają dzieci. Gówno rozumieją. Kto nie spędził nocy na drodze pośrodku Palestyny, z karabinem, nic z tego nie zrozumie. Strach taki, że można narobić w gacie. Rano jesteś gotów strzelać do wszystkiego, co się poruszy.
Mamuśki mówią, że nie puszczamy palestyńskich karetek. Ale nie mówią, że w tych karetkach przemycali broń. Mówią, że nie puszczamy dzieci do szpitala. Ale nie mówią, że te dzieci rzucają w nas kamieniami. Mówią wreszcie, że żołnierze są nieczuli. A ja służyłem z druzem, którego kuzyna zabił Hamas. On nie był nieczuły. Sprawdzał wszystko dokładnie, bo chciał żyć.
Hannah
1. Hannah Barag ma na karku siódmy krzyżyk. Spotykamy się na checkpoincie przy wjeździe do Betlejem. Pewna siebie, stanowcza, świetnie ubrana. Co chwila dzwoni jej komórka i wtedy Hannah mówi na przykład tak:- Proszę wysłać mi faksem historię choroby dziecka. Rak? Z przerzutami? Pani brat był w Hamasie? Może być problem, ale spróbujemy załatwić pozwolenie.
A potem rozłącza komórkę i wraca do rozmowy: - Moje zadanie to budowa kontaktów w armii. Ktoś ci już powiedział, że byłam sekretarką Ben Guriona. To prawda, ale to było w innym życiu i nie ma nic wspólnego z tym, co robię dziś.
No, może czasem pomaga coś załatwić. To ja odpowiadam za kontakty z oficerami i generalicją, choć mnie to brzydzi. To jak układanie się z diabłem. Jestem absolutnie przeciw murowi i przeciw okupacji Palestyny.
- Ale przecież dzięki murowi nikt się już nie wysadza w Tel Awiwie - mówię.
- To samo mówi armia. A my pytamy: a dlaczego w ogóle ludzie się wysadzają? Bo okupacja doprowadza ich do ostateczności. Nie mają perspektyw na lepsze życie, a nasi żołnierze ich poniżają.
- Ale bezpieczeństwo ludzi w Izraelu musi mieć swoją cenę - mówię.
Hannah się obrusza. - Nie akceptuję ograniczania prawa do poruszania się. I nie akceptuję przemocy. A wierz mi, że przemoc jest tu wszechobecna.
2. Pamiętam, jak w 1967 nasza armia weszła do Jordanii. Zabraliśmy im Jerozolimę i dzisiejszą Autonomię Palestyńską.
Mąż robił wtedy doktorat w Londynie. Spotkaliśmy się z grupą przyjaciół. Wszyscy piją, cieszą się, wznoszą toasty. A ja na to: zapłacimy wysoką cenę za tę okupację. Powinniśmy jak najszybciej się wycofać.
Wszyscy spojrzeli jak na wariatkę. Mąż wziął mnie na stronę i powiedział: jak masz gadać głupio, lepiej milcz.
I zamilkłam. Na prawie 40 lat.
Mąż był archeologiem. Jeździł na wykopaliska na teren Palestyny. Kopał w dawnej twierdzy króla Heroda. Jego badania miały za cel udowodnić, że te ziemie są od tysięcy lat nasze.
W takim duchu wszystko się dzieje w tym kraju. Albo jesteś z nami, albo jesteś sam. Krytykujesz? Znaczy, że jesteś najgorszym wrogiem.
Mąż zmarł sześć lat temu. Dopiero wtedy odważyłam się znowu odezwać. Nagle okazało się, że są ludzie, którzy też myślą, że okupacja nas niszczy. Są Rabini dla Pokoju - organizacja religijna, która się modli razem z muzułmanami. Jest Krąg Rodziców, który sadza przy jednym stole rodziców zamachowców samobójców z rodzicami ich ofiar. Są lewacy, którzy jeżdżą z Palestyńczykami i pomagają im zbierać oliwki. Jesteśmy wreszcie my, Mamuśki.
Uważam, że robię bardzo ważną rzecz. Musi być ktoś, kto powie Izraelczykom: okupacja to straszne świństwo.
Ale płacę za to wysoką cenę. Córki ani razu nie zapytały, co ja właściwie robię na tych checkpointach. Wnuki podrzucą, kawę wypiją, ale prawie nie rozmawiamy.
A syn się już trzy lata nie odzywa.
Źródło: Duży Format
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz