Chcialam zaczac od drzwi, przez ktore nie spalam cala noc, ale doszlam do wniosku, ze nie wypada zaczynac od konca, wiec napisze chronologicznie...
Juz tydzien temu przeprowadzilismy sie na nowe smieci. I to doslownie. Az po dzis dzien nadal mam praktycznie nie funkcjonujaca kuchnie (bo lodowka nadal nie podlaczona z prostego powodu, ze kuchenka ma zostac przemontowana w inne miejsce, a gora ma isc nowy blat, poza tym pralki nie mozna postawic w lazience bo ta jest zabyt mala, wiec przy kuchni trzeba dorobic odpowiednie kolanka zeby doprowadzic i odprowadzic wode z pralki). Poza tym mamy tylko jedna, na dodatek dosc mala szafe wiec czesc rzeczy (glownie ksiazki i papiery) w pudelkach i torbach nadal zawala pokoj, do tego dochodzi nowy zlew do wymiany (lezacy kolo szafy), 2 grzejniki do zamontowania, pudlo ze okapem nad kuchnie, blat (do kuchni), deski na polki, karnisz do przeciecia na pol na dwa okna, wiec w efekcie mamy totalny bajzel. Sprawy nie ulatwia fakt, ze moj malzonek codziennie prawie dochodzi do wniosku, ze czegos mu brakuje i coraz to pojawiaja sie nowe meble na przyklad mamy juz trzy stoly: pierwszy (skladany) stal sie stolem do wszystkiego, stoi na nim czesc rzeczy do kuchni, naczynia, telefon, ksiazki i do wczoraj stal komputer, drugi stol teoretycznie do pracy aktualnie sluzy za podstawke do telewizora a trzeci stol (maly i niski) moj maz przyniosl wczoraj stwierdziwszy najwyrazniej, ze posiadamy za duzo wolnego miejsca (mieszkanie w calosci z lazienka ma nie wiecej niz szesnascie metrow kwadratowych).
Do tego dochodzi lazienka - nareszcie wiem jak sie czuja japonczycy w ich mikro-mieszkankach z mikro-lazienkami - w lazience miesci sie dokladnie prysznic, sedes, malusienka umywalka z ktorej nie da sie korzystac, chyba ze siedzac na sedesie poniewaz nie ma miejsca zeby stanac a poza tym po odkreceniu wody leje sie ona poza umywalke, poniewaz cisnienie przekracza jej wielkosc. Dlateog tez zeby myjemy oraz robimy wudu w zlewie kuchennym - PARANOJA! A ja narzekalam na nasze poprzednie mieszkanie, ze male... A tamto mialo ponad dwadziescia trzy metry!!! W porownaniu do tego, tamto jawi sie jak olbrzymi palac...
Ale nie wolno nam narzekac, tyle ludzi nie ma w ogole gdzie sie podziac, powinnam byc szczesliwa, ze mam dach nad glowa, ze nie musze mieszkac ze wspollokatorami w niewiele wiekszym pokoju (znam i takie malzenstwa, ktore dziela nawet nie mieszkanie a pokoj z sublokatorami). W kazdym razie chwala Bogu, ze koniec koncow mamy mieszkanie, w ktorym w sumie mamy wszystko... troche malo miejsca ale jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma...
Przez tydzien takze nie mialam internetu - a przeciez obiecywali, ze bedzie zrobiony w ciagu maksymalnie trzech dni. Co najciekawsze podpisali umowe z Kula, i to bez zadnych dokumentow (a normalnie to chociaz wypadaloby paszport pokazac, ze jest sie legalnie, albo karte albo cos...) Cieszylismy sie jak glupi, ze mamy szczescie, jednak nie dlugo. Gniazdko, ktore toretycznie powinno byc gniazdkiem do internetu ani w zab nie chcialo dzialac. Bity tydzien zeszlo nam przekonanie tych typow w obsludze klienta, ze to nie z naszej winy internet nie dziala. Koniec koncow wczoraj przyszedl technik i okazalo sie, ze mimo ze w ich systemie mieszkanie funkcjonuje jako okablowane, to tak naprawde kabel nie jest dobrowadzony. Jednak facet okazal sie w porzadku (chwala Bogu) i w ciagu godziny mielismy nowe gniazdko i dzialajacy internet.
A co z drzwiami, o ktorych wspominalam na poczatku?
Wczoraj sie nam zaciely. Konkretnie w momencie jak technik chcial wyjsc. Chlopak nie w ciebie bity i jakos udalo mu sie odblokowac listwe i moglismy wyjsc, ale drzwi na wszelki wypadek zablokowalismy butem, zeby sie nie zamknely. Maz zostal z Malym (braciszek, ktory razem z tesciami w zeszlym tygodniu zjechal do Francji), czekajac na wlasciciela i na slusarza a ja zostalam wyslana do tesciow i mialam ugotowac obiad. Koniec koncow obiad jedlismy jako kolacje, a ich nadal nie bylo. W koncu o 23 Maz zadzwonil, zeby kuzyn mnie odprowadzil do domu, poniewaz on nie moze wyjsc, bo nie moze zostawic mieszkania.
Wracam do domu i co widze: dziura zamiast zamka, a belki zbrojeniowe, ktore normalnie podczas przekrecania klucza wchodza w podloge i w sufit wymontowane. Okazalo sie, ze slusarz wymontowal zamek, wymontowal belki, bo costam blokowaly, poszedl po czesci, i.... zniknal. Mimo telefonowania do jego szefa, i do niego samego, nie pojawil sie z powrotem i dopiero poznym wieczorem raczyl odebrac telefon i poinformowac, ze dla niego jest juz za pozno i ze juz nie przyjdzie. Moj maz wyszedl z siebie. Wezwal policjie: przyjechali, obfotografowali to, co zostalo z drzwi, pochwalili meza ze nie dal temu bandycie, zadnej kasy, spisali raport i sobie poszli. A my zostalismy z drzwiami, ktorych nie mozna zamknac...
Zablokowalismy czym je tam mozna bylo, w koncu mamy czym (grzejniki, blat, deski, stol z TV) i mielismy isc spac. To znaczy Kula zasnela snem sprawiedliwym, ja jednak obdarzona zostalam przez Boga zbyt rozwinieta wyobraznia i jak tylko probowalam zamknac oczy w mojej glowie pojawialy sie obrazy nas z poderznietymi gardlami dla glupiego laptopa i telewizora. Koniec koncow wstalam wiec, wlaczylam komputer i zaszylam sie w internecie, poniewaz mialam zaleglosci w czytaniu po tygodniowym braku internetu w domu. Nakrylam sie tylko koldra razem z glowa, zeby swiatlo Kuli nie przeszkadzalo i tak spedzilam cala noc. Rano maz poszedl do pracy, ja ponownie zablokowalam drzwi czym tam moglam i tak czekam na wlasciciela i kogos kto w tej sytuacji wymieni cale drzwi...
Pozdrowienia z Paryza...
1 komentarz:
Wiem coś o takich warunkach mieszkaniowych :) Sam mam tak małą łazienkę że ledwo co się można w niej zmieścić :) Ale z czasem można sie przyzwyczaić :) Słyszałem, że tunezyjczycy bardzo dobrze gotują, w takim razie musisz mieć fajnie z takim osobistym kucharzem :)
Pozdrowienia z wysp
Prześlij komentarz