Wczoraj rodzice przyjechali na weekend z Rouen. Trzeba wiec bylo zrobic cos, co im by smakowalo, a jednoczesnie nadawalo dla nas w ramach kontynuacji diety.
Padlo na mosli. Juz kiedys pokazywalam w wersji kurczakowej (mosli dźieź) tym razem bylo z kotletami baranimi.
A wiec potrzebne sa do tego:
- kotlety baranie (po jednym na osobe, u nas 5)
- 2 duze pomidory
- 2 duze ziemniaki
- duza cebula
- kilka zabkow czosnku
- 2 straki zielonego chili
- na sos: cytryna, 2 lyzki oleju, sol, pieprz, czerwona ostra papryka w proszku/harissa, ras el hanout, 2 kubki wody (mozna dac oregano, gozdziki itp)
Obrane ziemniaki kroimy w plasterki i rozrzucamy na blaszce. Cebule kroimy na cwiartki i nastepnie w spore kawalki (lu poprostu na grube polplasterki), wrzucamy do ziemniakow. Czosnek obieramy, wieksze zabki przekrajamy w pol. Chili przekrajamy wzdluz. Pomidory w osemki. Wszystkie warzywa wkladamy na blache. Umyte kotlety ukladamy na warzywach.
W miseczce ukrecamy sos: z soku wyciesnietego z cytryny, wody, oleju i przypraw, zalewamy nim mieso i warzywa , ewentualnie dodajemy troche wiecej wody, zeby warzywa staly w sosie.
Pieczemy ok 40 minut do godziny w piekarniku (gotowalam w mieszkaniu szwagra tam piekarnik jest elektryczny, ustawilam na 200 stopni i grzanie z gory i dolu - po 40 minutach bylo gotowe).
Je sie z chlebem.
My oczywiscie w ramach diety zjedlismy mieso z cebula, czosnkiem i pomidorami, bez ziemniakow, oczywiscie nie zagryzajac chlebem. Spotkalo sie to z niezrozumieniem reszty rodziny. Caly czas tata podsuwal nam chleb, no czemu nie jecie - juz jestem zmeczona wiecznym tlumaczeniem, ze sie odchudzamy. Kula z reszta tak samo. Rodzina z jednej strony uwaza, ze w sumie Kuli odchudzanie jest potrzebne, bo na moich wypiekach osiagnal rozmiary przewyzszajace nawet te sprzed slubu (a przeciez juz przed slubem byl Kulkowaty), ale z drugiej strony niczego nie ulatwiaja, potrafia wrecz zartowac sobie z niego i wrecz wysmiewac - tzn ja to tak odbieram, ale moj maz caly czas probuje mi tlumaczyc ze to takie "arabskie poczucie humoru).
4 komentarze:
Nie jecie chleba i ziemniaków? Dieta Montignaca?
dieta South Beach, wlasnie zaczynamy druga faze
A to chyba dość podobne w założeniach.
Kurde, jak ja nie mogę się wziąć za siebie! Przydałoby się trochę schudnąć, a tu tak mi się nic nie chce....
nie znam diety MOntignaca, w Diecie South beach w fazie pierwszej w odstawke ida wszelkie owoce, pieczywo, makaron, ryze, kasze, i czesc warzyw, oraz pelnotlusty nabial
je sie produkty o jak najnizszym indeksie glikemicznym, i mozliwie malo tluszczu (chude mieso, lyzka oleju do posilku np do salaty albo smazenia,albo wymiennie majonez i orzechy)
w fazie drugiej powolutku na powrot do diety wprowadza sie owoce potem wyroby maczne pelnoziarniste i nabial z pelnego mleka
a w trzeciej na powrot je sie wszystko, znajac juz zasady zywienia i indeksy glikemiczne, tak komponujac posilki zeby produkty o najwyzszym indeksie glikemicznym stanowily niewielki ulamek spozywanych produktow
u nas glownym motorem przejscia na diete byl moj Maz, moja mama mu opowiedziala o swoim znajomym z pracy, ktory niewiele starszy od mojego meza zmarl na zawal - terapia szokowa bywa przydatna :( i moj maz obudzil sie, ze faktycznie trzeba nad soba popracowac, bo otyly on jest od dawna i zrozumial jak bardzo to dla niego niebezpieczne :(
ja zaczelam diete na "podpietke" zeby go podtrzymywac na duchu, a z drugiej strony tez musze o siebie zadbac bo juz i talii nie mialam, a obwod w tym miejscu przekraczal obwod w biuscie - bylam nazwyczajniej w swiecie otyla, nawet nie gruba, ale po prostu otyla...
jak dotad przez 4 tygodnie stracilam 6 kilo oraz 20 cm w talii i to nie cwiczac
dopiero teraz jak schudlam troche nabralam ochoty na ruch wiec zaczelam powoli wprowadzac cwiczenia fizyczne i juz ksztalty zupelnie inne
Prześlij komentarz