Ostatnio dowiedzialam sie, ze moj maly braciszek (nierodzony) oswiadczyl sie swojej dziewczynie i zostal przyjety. Bardzo sie ciesze jego szczesciem.
Obydwoje jestesmy rowno popaprani. Na studiach tworzylismy popaprane trio tzn ja, Mar i Aga. Jeszcze przed moim wyjsciem za maz pojawila sie "ona". Na poczatku bylam strasznie zazdrosna. No bo co to, jakas baba kolo "mojego" Mar. Bylam wsciekla i zazdrosna. Opracowywalam strategie pozbycia sie "rywalki". Z czasem jednak sie przekonalam, ze mimo teoretycznego podobienstwa do poprzedniczki, ktora Mar odchorowywal, "Ona" nie jest toksyczna. Mar zaczal rownowazniec. Nie cierpial juz tak, jak kiedys. Usmiechal sie czesciej. Poprostu byl szczesliwy. A przeciez to na tym mi zawsze zalezalo: zeby Mar byl szczesliwy, zeby spotkal kogos kto pokocha go rownie mocno jak ja i Aga, i kto zaakceptuje go takiego jaki jest, popapranego... I Mar jest szczesliwy i, co chyba najwazniejsze, nareszcie czuje sie akceptowany, nawet przy calym swoim spektrum wad. Mieszkaja razem juz od dosc dawna. Opiekuja sie soba nawzajem. Ciesze sie, ze Kera weszla do rodziny :)
Dziekuje ci, siostro, za to ze jestes, za to, ze jestes z nim. Nie skrzywdz go, bo to jest wymierajacy juz gatunek mezczyzny, ktory umie kochac i umie na dodatek to okazywac...
Moja Kula jest podobna. I za to obydwu kocham. Miloscia zaborcza. Bo nikt inny poza nimi dwoma (i Aga) nie kochal mnie w taki sposob: takiej jaka jestem, poprostu za to ze istnieje na tym swiecie. Dlatego wiem, ze kobieta bedaca w zwiazku z Mar bedzie "najszczesliwsza kobieta swiata" nawet jezeli ja jestem "najszczesliwsza kobieta swiata" bo moim mezem jest Kulek (alhamdulillah, chwala Bogu).
I dlatego zycze wam obojgu: Mar i Kero, zebyscie byli szczesliwi razem, i mam nadzieje ze bede mogla was zobaczyc "na slubnym kobiercu".
i przepraszam, ze pisze to wszystko tak oficjalnie, ale radosc mnie przepelnia, chce sie dzielic moja radoscia z calym swiatem ;) ;) ;)